Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

wtorek, 31 maja 2011

Kto woli ogórki a kto chce Coli


Ogórkowa epidemia
Jak już wszyscy wiedzą, w Niemczech mamy epidemię. Ponoć zmarło już 15 osób i to nie wszystkie były w wieku 90+. Do tego kilka tysięcy Niemców jest chorych, więc nie wykluczone, że liczba ofiar niemytego ogórka wzrośnie. W miastach panuje ogólna panika, a tony mytych i niemytych ogórków lądują na śmietniku, a wszystko dlatego, że Niemcy tych francowatych ogórków nie obierają. Gdyby, jak ludzie obierali dziada ze skórki, jak czyniły to zawsze nasze babcie to liczba ofiar na pewno by zmalała. A tak proszę mamy panikę.
Nikt za bardzo nie wie dlaczego nagle ogórki szkodzą, ale na wszelki wypadek krajowi producenci zrzucili winę na Hiszpanów, którzy ponoć wysyłają do Dojczlandu skażone warzywa. Na ulicach, w sklepach i na targach od razu pojawiły się wywieszki, że u nich można dostać jedynie najwyższej jakości niemieckie produkty, a nie jakiś iberyjski szajs. Nawet w restauracjach, nim kelner zbierze zamówienie, zaczyna rozmawiać z gośćmi od krótkiej prelekcji na temat stanu i pochodzenia serwowanych specjałów. Nie czekając jednak na dalszy ciąg wydarzeń, hiszpańscy rolnicy szybko odbili piłeczkę, że ogórki z bakterią Coli to nie od nich. Na poparcie swojej tezy, dodają bardzo sensowny argument, że przecież w Hiszpanii nikt od ogórków nie zachorował. Dlatego ciężko jest na nich zrzucać winę. Nawet pierwszy zarażony Hiszpan, wrócił właśnie z Niemiec. Ale niestety mleko się rozlało, i teraz cała Europa bojkotuje hiszpańskie warzywa i owoce. Hiszpanie wycenili swoje straty na 200 mln. euro tygodniowo. Sporo, zwarzywszy na niezbyt dobrą kondycje hiszpańskiej gospodarki. Możemy się więc niedługo spodziewać, że Hiszpanie znów wyciągną rękę po pomoc. A kto ponownie będzie musiał zapłacić? Oczywiście Niemcy.
Nie bardzo też wiadomo w jaki sposób pałeczki okrężnicy (EHEC) dostały się na rzeczone warzywa. Dlatego, ktoś wysnuł wniosek, że dzieje się tak na skutek podlewania upraw nawozami pochodzenia zwierzęcego. Nie jestem rolnikiem, moja wiedza w zakresie upraw jest daleka od jakiejkolwiek, ale z wcześniej zasłyszanych informacji wynikało, że co jak co ale, ale nawozy naturalne są o niebo lepsze od ich syntetycznych odpowiedników. Dlatego też Hiszpanie, nie wykluczają, że ogórki się struły w transporcie albo w magazynach. No bo przecież jak to jest, że oni sprzedają zdrowe ogórki, a Niemcy od nich chorują. Sytuacja jest ogólnie dość patowa i nikt na wszelki wypadek nie chce teraz kupować w Niemczech już żadnych warzyw. Najbiedniejsi są wegetarianie, no ale to przecież ich wybór.
Ponieważ tutaj, tak samo jak w Polsce wszyscy wszystko wiedzą najlepiej, dlatego na forach grzmi od kolejnych złotych myśli. Niektórzy wietrzą zamach terrorystyczny, inni podejrzewają niemieckie lobby ogórkowe, które chce się pozbyć hiszpańskiej konkurencji. Jeszcze inni dowodzą kolejnych symptomów końca świata. Mnie pociesza tylko jedno, zarówno my jak i nasze dziecko, z jarzyn najbardziej lubimy kotlet schabowy, dlatego można powiedzieć, że jesteśmy zupełnie bezpieczni. A ogórki owszem jemy, ale tylko te dobrze ukiszone i odpowiednio potem trunkiem zdezynfekowane.

środa, 18 maja 2011

Terroryzm po Niemiecku


   Dziwni są Ci Niemcy. I jeszcze dziwniej dbają o bezpieczeństwo swoich obywateli. Ostatnio, opublikowali precyzyjny raport określający, jak najłatwiej zaatakować ich własne elektrownie atomowe. Dokładnie wypunktowali, jaka wielkość samolotu wystarczy, by trafiając nim w instalacje reaktora, doprowadzić do katastrofy nuklearnej. Co gorsza w czterech przypadkach wystarczy zaledwie mały samolot, a w pozostałych potrzebny będzie już średni. Porwany Airbus A380 powinien sobie poradzić z wszystkimi elektrowniami. W dalszej części raportu wytyczono datę zamknięcia najstarszych siłowni, odkładając je na najbliższe 10 lat. W ten sposób potencjalni terroryści wiedzą też, ile mają czasu na wysadzenie w powietrze kilku landów. Nie zainteresowałoby mnie to, gdyby nie fakt, że dwie z czterech najgorzej zabezpieczonych siłowni znajdują się tuż za miedzą a dokładnie za rzeką w Hesji.
Niemcom nie pomaga też ich własny wywiad wojskowy, który zamiast pilnować swoich informatorów i obserwować „swoich terrorystów”, przesyłał informacje o nich amerykanom. A ci, jak wiadomo, mają zwyczaj najpierw strzelać a potem pytać. Niemiecki wywiad BfV dla niepoznaki nazwany Federalnym Urzędem Ochrony Konstytucji, był bardzo zdziwiony, że amerykanie zamiast porywać domniemanych terrorystów wolą do nich strzelać. Zwłaszcza, że potem na jaw wyszły informacje, że zastrzeleni terroryści byli obywatelami Niemiec. Co prawda, żaden z nich nie nazywał się Schmidt, ani Schneider, lecz raczej Mohammed Ali coś tam coś tam, ale w świetle prawa wyszło na to, że Niemcy wystawili własnych obywateli na cel amerykańskich kowbojów. A więc, w świetle prawa rodziny zastrzelonych ofiar (terroryzmu) mogą domagać się zadość uczynienia od niemieckiego rządu. Co więcej, okazało się, że nieszczęsna ofiara amerykańskiej sprawiedliwości, była od dawna na niemieckim widelcu. Niedoszły terrorysta był od jakiegoś czasu dokładnie rozpracowywany, przez niemieckie służby i miał je doprowadzić na ślad znacznie większej i niebezpieczniejszej grupy terrorystów.
Oliwy do ognia jak zwykle dolała niezawodna w takich sprawach Angela Merkel, przy której nasz „Bul” Komorowski to małe piwo. Pani kanclerz w mediach powiedziała na głos "Cieszę się, że udało się zabić Osamę Ben Ladena". Ta wypowiedź wywołała kolejną burze medialną, bo przecież wszyscy wiedzą (zwłaszcza Niemcy), że nie wolno zabijać i to jeszcze tak bez sądu. Niemieccy dziennikarze wyciągnęli swojej kanclerz, że komu jak komu, ale córce pastora takie słowa nie powinny przechodzić przez usta. To przecież się kłuci z chrześcijańskim oglądem świata. Swoją drogą to też ciekawe, że Niemcy wchodzą w takie dysputy. Ale problem jest taki, że szef państwa, w którym mieszka kilka milionów muzułmanów nie powinien takich rzeczy mówić na głos. Nawet jeżeli wszyscy obywatele tak właśnie uważają. To co przystoi Bunga Bunga Berlusconiemu, nie przystoi pani kanclerz
Najgorsze dla Niemców jest to, że chociaż w wielu kwestiach walki z terroryzmem Niemcy działają z dużą ostrożnością, nie angażując się bezpośrednio w konflikty zbrojne, to wciąż są jednym z najlepszych celów terrorystycznych. Niemieckie służby wiedzą o tym doskonale, dlatego lubią zanadto panikować. Kilka dni temu ewakuowano 250 pasażerów pociągu. Tylko dlatego, że w wagonie restauracyjnym znaleziono płytę CD z napisem: "Allah zabije nas wszystkich". Nie wiem co na to właściciel płyty, ale na jego miejscu bym się po odbiór nie zgłaszał, choćby nawet były na niej jego ulubione kawałki.
Na usprawiedliwienie Niemieckich służb trzeba przyznać, że dzień przed „zamachem” na Ben Ladena, Niemcy udaremnili poważny zamach terrorystyczny w Nadrenii-Północnej Westfalii. Złapali trzech terrorystów związanych z Al. Kaida (teraz to wszyscy są z nią związani). W trakcie prób z użyciem silnego ładunku wybuchowego.

czwartek, 12 maja 2011

Zatruwacze, śmieciarze i biopaliwa



Niemcy mają hopsia na punkcie ekologii, jednak niektóre ich pomysły są naprawdę dziwne. Z jednej strony na każdym kroku upierają się o konieczności zamknięcia elektrowni atomowych, ich dzieci bawią się tylko drewnianymi zabawkami (jak w średniowieczu), a na każdego obywatela przypadają ze dwa rowery. Z drugiej strony niezbyt przykładają się do rzeczy tak prostych i oczywistych, jak choćby sortowanie śmieci. Niby tego wymagają, ale z drugiej strony, niema ani dzwonów na odpadki, ani specjalnych oznaczeń na koszach na śmieci. Nieprawdą też jest, że Niemcy nie śmiecą. Ilość badziewia walającego się po ulicach jest identyczna jak w większości polskich miast. Ot stereotyp, nie poparty praktyką.
Do Bremy już na ośle nie wjedziesz
 Nigdzie jednak nie uświadczysz największego przekleństwa naszych czasów czyli z butelkami po napojach. Z tym poradzili sobie naprawdę sprytnie. Każdą plastikową butelkę (PET) możesz zanieść do dowolnego sklepu i odzyskać 25 centów. Butelki się wrzuca do takich wielkich maszyn, które najpierw wciągają plastik do środka, potem kręcą nim na każdą stronę, by na końcu spektakularnie zgnieść go do postaci małego krążka. Oczywiście zamiast pieniędzy dostajemy bon towarowy, o wartości równoznacznej z ilością wrzuconych butelek. To też nie jest tak, że ty na tym zarabiasz, bo przy każdym zakupie i tak doliczają Ci kaucje, którą potem łaskawie odzyskujesz w automacie. Czasami jest tak śmiesznie, że kaucja jest większa niż wartość kupowanego produktu. Niemniej jednak, jest to skuteczne i toczących się po ulicach butli po wodzie czy coca coli nie uświadczysz.
Ma żółtą naklejkę, znaczy pewnie trafi do Polski
 Kolejnym ciekawym pomysłem, który z powodzeniem można by zastosować u nas, jest wprowadzanie do miast, stref ekologicznych. Objawia się to tym, że do centrum większości metropolii mogą wjeżdżać jedynie samochody spełniające odpowiednie normy ekologiczne (czytaj, muszą mało palić). W efekcie, po centrum Berlina można się wozić 15-letnimi rozpadającymi Fordami Escortami (sam miałem, to wiem że się rozpadają), ale już kilkuletnimi BMW czy Mercedesami z silnikiem Diesla nie. Najbardziej korzystają na tym Polacy i inne wschodnie demoludy, które potem sprowadzają prawie nowe Diesle po niskich cenach, od zirytowanych Niemiaszków, którzy na wyścigi wyprzedają swoje odpicowane bryki, które mają nieszczęście jeździć na olej.
Rozważmy teraz jak to działa. Jedziemy do Turka lub Niemca, który ma zakład mechaniczny (zwykle tylko ten pierwszy mówi po Angielsku). Zgłaszamy się z prośbą o wystawienie odpowiedniego certyfikatu, popartego kolorową naklejką na szybę. I jeżeli nasze auto jest niezbyt zatruwające środowisko dostajemy zieloną naklejkę na szybę i pełen dostęp do centrum. Jeżeli nasze cacko jest „takie sobie” to żółtą, czyli już nie wszędzie nas wpuszczą, a prawdziwi zatruwacze dostają naklejkę czerwoną. Czyli mogą właściwie popełnić ekologiczne Harakiri.
Nie ma jak biopaliwa
Kolejnym pomysłem jest wprowadzenie na stacjach Bio Paliwa (10 proc). Dzięki temu niemal wszędzie w wschodnich landach sadzi się teraz rzepak. Łatwo poznać, bo właściwie od Gerlitz do Erfurtu, tak niemiłosiernie śmierdzi, że nie da się otworzyć okna. Bio Paliwo jest tańsze o kilka centów, ale też obłożone tyloma przeciwwskazaniami dla silnika, że mało kto z niego korzysta. Opis paliwa ekologicznego przypomina czytanie karteczki z przeciwwskazaniami na lekarstwach. Lub ostrzeżenia na fajkach. Jest ich tyle, że kierowcy dają sobie spokój i tankują coś innego. Ja na szczęście jeszcze czytać po niemiecku nie umiem zbyt dobrze, więc tankuje ten bio szajs. Zobaczymy ile jeszcze pojeżdżę.

czwartek, 5 maja 2011

Radio Wolna Europa też nadawało z NIemiec


Co słychać w Niemieckim eterze
Jak ktoś lubi słuchać rzewnych kawałków to powinien słuchać niemieckiego radia. I to niezależnie od stacji, ponieważ na wszystkich idą mniej więcej te same kawałki co w radiu Złote Przeboje. Po prostu dyskoteka dorosłego człowieka. Słuchając Niemieckich stacji radiowych czujemy się jakby świat cofnął się o przeszło 20 lat i zatrzymał w latach 80-tych. Ja rozumiem, że tutaj średnia wieku niebezpiecznie zbliża się do nieskończoności, ale jednak trochę świeżości by się przydało. Tu łatwiej w eterze znaleźć kawałki takich tuzów jak Alphavile (ciągle wielcy w Japonii, nawet po Tsunami), Boy Georga (którego nikt nie chce tu skrzywdzić)  czy Modern Talking (z ich sercem i duszą), niż najnowsze przeboje Lady Gagi. To wcale nie oznacza, że Niemcy nie słuchają muzyki nowoczesnej. Owszem nowe kawałki też się zdarzają, jednak ich poziom pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Przy niemieckich rozgłośniach radiowych, przeboje puszczane w Zet-ce czy RMF-ie to naprawdę to naprawdę kawał głębokiej muzyki z przesłaniem. Niewiele lepiej jest z Niemiecką telewizją, jednak tu nie będę się rozpisywał, bo ze względów podatkowych, telewizji zbyt często nie oglądamy.
Podobnie jak u nas za przesłania płynące z radia czy telewizji trzeba co miesiąc uiszczać składki. Z tą różnicą, że tu większość osób to czyni. Płacić musisz nawet jak nie masz podłączonego odbiornika do anteny, bo płaci każdy, kto ma choć możliwość oglądania. Co więcej, na opornych obywateli wysyłane są kontrole, potwierdzające czy uchylający się płacenia składki jegomość rzeczywiście nie ma w domu telewizora. Na szczęście obywatele nieco mniej niemieccy poinformowali nas, że kontrole przychodzą i owszem, ale nie mają prawa wejść do mieszkania. Trzeba się tylko zaprzeć w drzwiach i z całej siły wołać Halt!!!
Dlatego telewizji nie oglądamy i to bez żalu. Zostaje nam jedynie Radio i to tylko w samochodzie (tu nie kradną ich z samochodu nawet jak nie wyciągamy panelu). Auto jest na polskich numerach, więc przyczepić się nie mogą. Wracając jednak do rozgłośni radiowych, jesteśmy fanami kilku stacji. Zwłaszcza Radia Bayern (I, II, III), które się lubują w naszej ulubionej niemieckiej muzyce ludowej. Oj, ile jodłowania przyjdzie nam się nasłuchać w drodze do przedszkola i z powrotem. A jak mamy szczęście to czasem można posłuchać nawet piosenki o „Jelonku” http://www.youtube.com/watch?v=UUwpLyIDIJw&feature=related
Ale jeszcze lepsze od Bawarii jest radio RFN Eagle przeznaczone dla amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Niemczech. Angielskojęzyczna rozgłośnia ma bardzo wysoki poziom audycji. Najlepsze są połajanki przestrzegające o konsekwencjach nadużywaniu alkoholu, albo o konieczności wymiany opon z letnich na zimowe. Radio od czasu do czasu spełnia też cele edukacyjne, ucząc naszych obrońców, o krajach europejskich. Żołnierze mogą się na przykład dowiedzieć, co jest stolicą Hiszpanii, albo jak jest dzień dobry po Francusku. Spikerzy przypominają też, o najważniejszych wartościach jakimi są Bóg, Flaga i Ojczyzna (Oczywiście Amerykańska). Uważny słuchacz dowie się też, że w Niemczech należy być uprzejmym dla ludzi i nie strzelać, bo ONI nie są już wrogami USA. Wszystko to jest przeplatane amerykańską muzyką uwaga – z lat 80-tych. Na szczęście dziś wszędzie działa polskie radio internetowe. A więc do piątku i kolejnego wydania List na Trójce.