Koko Roko Euro Spoko
Kuku Ryku Dużo Krzyku
Skoro zbliżają nam się Mistrzostwa Europy to dziś musi być o
piłce nożnej. Moja ulubiona polska
drużyna uplasowała się na szczęśliwym siódmym miejscu, moja niemiecka zdaje się
na 13, więc jak widać nie ma się za bardzo czym chwalić, ale to zawsze lepiej
niż drużyna z drugiej strony błoń. Również Mainz 05 ma się z czego cieszyć bo
dwie najbardziej znienawidzone drużyny spadły z pierwszej Bundesligi i dzięki temu na meczach będzie jeszcze
spokojniej. Czytaj nudniej.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo piłka
nożna to w Niemczech sport narodowy (czyli tak jak u nas, z tym że oni odnoszą
w niej sukcesy). W Moguncji praktycznie wszystko kręci się koło zespołu
piłkarskiego FSV Mainz 05. Głównie dlatego, że to jeden niewielu elementów,
który pozwala się odróżnić zapyziałemu Mainz od pobliskiego Wiesbaden (to w tym
mieście graliśmy sparing z Białorusią a Mateusz Borek nazwał to miejsce wsią
niemiecką choć w sumie mieszka tu 240 tysięcy mieszkańców, w większości
bogatych) . Ale jakby nie o to chodzi, ale o fakt, że w dniu meczu na ulicach,
w pubach, czy przed telewizorami panuje prawdziwe święto.
Ludzie chodzą po ulicach
w szalikach (nikt im ich nie zrywa), oklejają samochody w barwy klubowe (nikt
im nie spuszcza powietrza z opon), wywieszają flagi klubowe (nikt nie rzuca im
kamieniami w okna). Po prostu jest to tutejsza duma, której wszyscy kibicują,
cieszą się z zwycięstw, ze zrozumieniem przyjmują porażki. W przeciwieństwie do
nas, na mecz nikt nie wnosi noży, rac,
czy petard. Za to wszędzie leje się piwo, a kibice drużyny przyjezdnej (oprócz
tych z FC Koeln i FC Kaiserslautern
) mogą sobie spokojnie rozmawiać z
tutejszymi kibicami. Policja, zamiast tworzyć
kordony bezpieczeństwa i pałować naćpaną młodzież, kieruje ruchem i rozładowuje korki. Po prostu inna
forma kibicowania. W dodatku w 200 tysięcznym Mainz stadion ma pojemność 34 tysięcy
miejsc, a bilety na hitowe mecze z Bayernem czy Borussia trzeba kupować z półrocznym wyprzedzeniem. Stadion jest zwykle wypełniony po brzegi, a
połowa miejsc jest stojąca. Co jest o tyle inteligentne, że przecież na meczu i
tak rzadko kto siedzi. Innymi słowy kto żyw idzie na stadion. Najwięcej kibiców przebywa tradycyjnie za
bramkami i tam jest najgłośniej. Pewnie
dlatego, że są to głównie obcokrajowcy.
Dla porównania, podczas ostatniego pobytu w Krakowie
wybraliśmy się na mecz derbowy. Jako, że młody fan piłkarski ma dopiero 5 lat
wyszło nam, że trzeba się udać na trybunę rodzinną. Ach cóż to był za mecz.
Wisełka spuściła Cracovie do zasłużonej drugiej ligi, a na koniec z głośników popłynęła
melodia skierowana do gości „Time to say goodbye” . Problem w tym, że nikt z
nas nie bardzo pamiętał co się działo na meczu (który można nazwać kopaniną,
zresztą tak samo jak potyczki Mainz). Bo
wszystko co ciekawe miało miejsce na trybunach i pod nimi. Najpierw kibice
jednej i drugiej drużyny obrzucali się petardami . W odpowiedzi na to spiker, co
dwie minuty kierował do tej hołoty apele o kulturalny doping (za każdym razem
dziękując im bardzo) co było równie skuteczne co próba połączenia telefonicznego
z telekomunikacją polska. Później wkroczyła policja i rozpuściła gaz. Następnie
co bardziej naćpanych nastolatków wytargano przed stadion, spałowano i spisano.
Naspeedowani bandyci z gazem w oczach tarzali się, rzygali, lali w portki i itp.
A wszystko dokładnie pod trybuną rodzinną, więc połowa kibiców, zamiast śledzić
śmiertelnie nudny mecz woleli kibicować Policji w dole.
Takich atrakcji w Moguncji „niestety” nie ma. Za to jest średnia
drużyna, która kopie sobie w piłkę, a za każdego strzelonego przez nią gola,
sponsorzy wpłacają tysiąc euro na szpital dziecięcy. Nasi też by tak mogli, ale
zamiast tego muszą przytwierdzać nowe siodełka i płacić kary. Nie znam też za bardzo żadnego zawodnika z Mainz poza
Polansky`m, który w momencie uzyskania Polskiego obywatelstwa, zrównał się
poziomem ze swoimi nowymi kolegami z drużyny narodowej, co wyraźnie
odzwierciedla się na miejscu FSV Mainz w tabeli.
Mogę jednak uspokoić wszystkich pesymistów, którzy już narzekają,
że Euro 2012 to będzie blamaż. Zapewniam, że w Niemczech nikt się nie zdziwi,
że w Polsce infrastruktura jest jak jest, a raczej, że jej nie ma. Wydaje mi się
za to, że możemy ich zaskoczyć ich pozytywnie. Gdy pół drogi przejadą „przejezdną”
autostradą a resztę jakimiś objazdami,
będzie im to wszystko jedno bo i tak będą nawaleni od rana do wieczora. Bo
niemieccy kibice, są tacy zdyscyplinowani i spokojni tylko w Niemczech, u nas z
pewnością będą sobie chcieli poszaleć. W końcu takie starcie z uzbrojona w
pałki policją to prawdziwa przygoda. Niektórzy miłośnicy survivalu pewnie nawet
zaryzykują i przekroczą granicę Ukrainy, żeby spotkać te polarne niedźwiedzie,
których nie zobaczą w Polsce. Musimy pamiętać, że dla większości Niemców, na
wschód od Drezna jest już Rosja, tylko nieliczni kojarzą Polskę, nie mówiąc już
o Ukrainie. Wszyscy za to wiedzą, że
mieliśmy Bliźniaków za premiera i prezydenta, nie ma u nas dróg, a ładne
dziewczyny wyrastają jak grzyby po deszczu. Ogólne opinie o Polakach są tak złe
lub obojętne, że możemy ich zaskoczyć tylko pozytywnie. Dlatego nie ma co się
martwic na zapas, tylko modlić o dobrą pogodę. Bo jak będzie ładnie to wszystko
wszystkim i tak nawalonym kibicom będzie
się podobało. A wynik i tak nie ma znaczenia bo na końcu zawsze wygrywają Niemcy.