Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

poniedziałek, 7 maja 2012

Mainz 05


Koko Roko Euro Spoko
Kuku Ryku Dużo Krzyku

Skoro zbliżają nam się Mistrzostwa Europy to dziś musi być o piłce nożnej.  Moja ulubiona polska drużyna uplasowała się na szczęśliwym siódmym miejscu, moja niemiecka zdaje się na 13, więc jak widać nie ma się za bardzo czym chwalić, ale to zawsze lepiej niż drużyna z drugiej strony błoń. Również Mainz 05 ma się z czego cieszyć bo dwie najbardziej znienawidzone drużyny spadły z pierwszej Bundesligi  i dzięki temu na meczach będzie jeszcze spokojniej. Czytaj nudniej.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo piłka nożna to w Niemczech sport narodowy (czyli tak jak u nas, z tym że oni odnoszą w niej sukcesy). W Moguncji praktycznie wszystko kręci się koło zespołu piłkarskiego FSV Mainz 05. Głównie dlatego, że to jeden niewielu elementów, który pozwala się odróżnić zapyziałemu Mainz od pobliskiego Wiesbaden (to w tym mieście graliśmy sparing z Białorusią a Mateusz Borek nazwał to miejsce wsią niemiecką choć w sumie mieszka tu 240 tysięcy mieszkańców, w większości bogatych) . Ale jakby nie o to chodzi, ale o fakt, że w dniu meczu na ulicach, w pubach, czy przed telewizorami panuje prawdziwe święto.
 Ludzie chodzą po ulicach w szalikach (nikt im ich nie zrywa), oklejają samochody w barwy klubowe (nikt im nie spuszcza powietrza z opon), wywieszają flagi klubowe (nikt nie rzuca im kamieniami w okna). Po prostu jest to tutejsza duma, której wszyscy kibicują, cieszą się z zwycięstw, ze zrozumieniem przyjmują porażki. W przeciwieństwie do nas, na mecz nikt nie wnosi  noży, rac, czy petard. Za to wszędzie leje się piwo, a kibice drużyny przyjezdnej (oprócz tych z FC Koeln i FC Kaiserslautern )  mogą sobie spokojnie rozmawiać z tutejszymi kibicami.  Policja, zamiast tworzyć kordony bezpieczeństwa i pałować naćpaną młodzież,  kieruje ruchem i rozładowuje korki. Po prostu inna forma kibicowania. W dodatku w 200 tysięcznym Mainz stadion ma pojemność 34 tysięcy miejsc, a bilety na hitowe mecze z Bayernem czy Borussia trzeba kupować  z półrocznym wyprzedzeniem.  Stadion jest zwykle wypełniony po brzegi, a połowa miejsc jest stojąca. Co jest o tyle inteligentne, że przecież na meczu i tak rzadko kto siedzi. Innymi słowy kto żyw idzie na stadion.  Najwięcej kibiców przebywa tradycyjnie za bramkami  i tam jest najgłośniej. Pewnie dlatego, że są to głównie obcokrajowcy.
 
Dla porównania, podczas ostatniego pobytu w Krakowie wybraliśmy się na mecz derbowy. Jako, że młody fan piłkarski ma dopiero 5 lat wyszło nam, że trzeba się udać na trybunę rodzinną. Ach cóż to był za mecz. Wisełka spuściła Cracovie do zasłużonej drugiej ligi, a na koniec z głośników popłynęła melodia skierowana do gości „Time to say goodbye” . Problem w tym, że nikt z nas nie bardzo pamiętał co się działo na meczu (który można nazwać kopaniną, zresztą tak samo jak potyczki Mainz).  Bo wszystko co ciekawe miało miejsce na trybunach i pod nimi. Najpierw kibice jednej i drugiej drużyny obrzucali się petardami . W odpowiedzi na to spiker, co dwie minuty kierował do tej hołoty apele o kulturalny doping (za każdym razem dziękując im bardzo) co było równie skuteczne co próba połączenia telefonicznego z telekomunikacją polska. Później wkroczyła policja i rozpuściła gaz. Następnie co bardziej naćpanych nastolatków wytargano przed stadion, spałowano i spisano. Naspeedowani bandyci z gazem w oczach tarzali się, rzygali, lali w portki i itp. A wszystko dokładnie pod trybuną rodzinną, więc połowa kibiców, zamiast śledzić śmiertelnie nudny mecz woleli kibicować Policji w dole.
Takich atrakcji w Moguncji „niestety” nie ma. Za to jest średnia drużyna, która kopie sobie w piłkę, a za każdego strzelonego przez nią gola, sponsorzy wpłacają tysiąc euro na szpital dziecięcy. Nasi też by tak mogli, ale zamiast tego muszą przytwierdzać nowe siodełka i płacić kary.  Nie znam też za bardzo żadnego zawodnika z Mainz poza Polansky`m, który w momencie uzyskania Polskiego obywatelstwa, zrównał się poziomem ze swoimi nowymi kolegami z drużyny narodowej, co wyraźnie odzwierciedla się na miejscu FSV Mainz w tabeli.
Mogę jednak uspokoić wszystkich pesymistów, którzy już narzekają, że Euro 2012 to będzie blamaż. Zapewniam, że w Niemczech nikt się nie zdziwi, że w Polsce infrastruktura jest jak jest, a raczej, że jej nie ma. Wydaje mi się za to, że możemy ich zaskoczyć ich pozytywnie. Gdy pół drogi przejadą „przejezdną” autostradą a resztę jakimiś objazdami,  będzie im to wszystko jedno bo i tak będą nawaleni od rana do wieczora. Bo niemieccy kibice, są tacy zdyscyplinowani i spokojni tylko w Niemczech, u nas z pewnością będą sobie chcieli poszaleć. W końcu takie starcie z uzbrojona w pałki policją to prawdziwa przygoda. Niektórzy miłośnicy survivalu pewnie nawet zaryzykują i przekroczą granicę Ukrainy, żeby spotkać te polarne niedźwiedzie, których nie zobaczą w Polsce. Musimy pamiętać, że dla większości Niemców, na wschód od Drezna jest już Rosja, tylko nieliczni kojarzą Polskę, nie mówiąc już o Ukrainie.  Wszyscy za to wiedzą, że mieliśmy Bliźniaków za premiera i prezydenta, nie ma u nas dróg, a ładne dziewczyny wyrastają jak grzyby po deszczu. Ogólne opinie o Polakach są tak złe lub obojętne, że możemy ich zaskoczyć tylko pozytywnie. Dlatego nie ma co się martwic na zapas, tylko modlić o dobrą pogodę. Bo jak będzie ładnie to wszystko  wszystkim i tak nawalonym kibicom będzie się podobało. A wynik i tak nie ma znaczenia bo na końcu zawsze wygrywają Niemcy.