Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

środa, 14 marca 2012

Nielot kosmiczny


Są takie zjawiska w Niemczech, których u nas nie ma i jeszcze długo nie będzie. Jednym z nich jest muzeum Techniki w Spirze. Dla ułatwienia, jakby ktoś chciał poszukać informacji w sieci, dodam że Spira to po Niemiecku Speyer,. Zatem w tym niewielkim historycznym mieście usytuowało się ogromne muzeum techniki. Powstało ono, tylko dlatego, że prywatni kolekcjonerzy postanowili pokazać reszcie świata co mają pochowanego po garażach. Nadmienię tutaj, że wszystko zorganizowali za własne pieniądze, nie biorąc nawet pół zapchlonej Marki z budżetu państwowego. To o tyle niezwykłe, że tutaj każdy wyciąga rękę do państwa i zwykle państwo mu coś w tą rękę wkłada. A jednak, dumni kolekcjonerzy zbudowali sami coś co, przyciąga turystów z całego świata. Można tam zobaczyć niemal wszystko, co kiedykolwiek jeździło, pływało lub latało na ziemi i poza nią też. A jeżeli jakiegoś eksponatu tam nie ma, to z dużą dozą prawdopodobieństwa znajduje się on w identycznym muzeum oddalonym o 30 kilometrów Sinsheim.
Swoją drogą, to naprawdę ciekawe, że dwie placówki, które przyciągają ok miliona turystów rocznie są położone tak blisko siebie. Niby ze sobą nie konkurują, niby chodzi tu o stałą współprace, ale jednak zawsze jakaś nić rywalizacji pozostaje. Jedni kupią sobie Kino IMAX ze sferycznym ekranem, to po chwili drudzy montują projektory IMAX 3D. Jedni wystawiają do zwiedzania Concorda, to po chwili drudzy kupują do swoich zbiorów Prom Kosmiczny. I tak w kółko. Jest więc na czym oko zawiesić. W dodatku, tu wszystko można dotknąć, wejść do środka, zobaczyć na własne oczy. Co rozrzutniejsi mogą nawet wrzucić monetę jednego euro i uruchomić którąś z prezentowanych maszynerii. Jedyny problem to decyzja co wybrać, które muzeum odwiedzić, bo na dwa może nam zabraknąć czasu.
My (dziwna grupa ludzi składająca się z dziecka, greka, fizyka i autora tych słów) skusiliśmy się na Prom Kosmiczny Buran i pojechaliśmy do Sepyer. Nie do końca wiedzieliśmy gdzie dokładnie znajduje się to muzeum, ale to w zasadzie nie miało znaczenia, bo większość eksponatów znajduje się na świeżym powietrzu i to w dodatku ustawionych na wysokich palach więc widać je z daleka. W dodatku połowa aut na autostradzie kieruje się właśnie w stronę muzeum, więc wystarczy jechać z prądem.
Po przełknięciu gorzkiej pigułki jakim jest cena biletu, można się zabrać do zwiedzania. Większość samochodów, motocykli, lokomotyw ustawionych jest w ogromnych halach dawnego lotniska wojskowego. Do sufitu podwieszane są wszelkiego rodzaju Junkersy, Messerschmitty i Sztukasy czyli wszystko to co latało nad Warszawą w 39. Dla równowagi jest też kilka maszyn alianckich to jest takich którym w 39 do Warszawy dolecieć się nie udało.
Wszystko robi na zwiedzających niesamowite wrażenie a ogrom kolekcji i wielość wyboru jest tak znacząca, że warte setki tysięcy euro Rolls-Royce i Maybachy po prostu nie rzucają się nam w oczy. Jednak prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po wyjściu z hal. Na wolnej przestrzeni stoją a właściwie wiszą w powietrzu największe w dosłownym tego słowa znaczeniu atrakcje. Można wejść między innymi do An 22 (największy transportowiec śmigłowy świata), Wspiąć się do JamboJeta Lufthansy o swojskiej nazwie Szlezwik-Holsztyn (największy Boeing). A następnie zjechać z niego za pomocą rury niczym w Aquaparku. W tym pomaga znajomość niemieckiego, bo do zjazdu upoważnieni są tylko Ci, którzy wtargali ze sobą po schodach odpowiednie kocyki, na których wolno się jedynie ślizgać. Problem w tym, że kocyki sobie leżą w mało widocznym miejscu (opisanym po niemiecku), a zapewniam, że schodów jest tyle, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie się z góry wracał po takowe. Tak więc, muzeum uczy nie tylko wiedzy ale i spostrzegawczości. Eksponaty są częściowo zdemontowane, aby zwiedzający mogli zajrzeć do środka kadłubów oraz pod poszycie, tam, gdzie normalnie nie byłoby nic widać.
Ciekawa jest też wizyta w łodzi podwodnej U9 , która ponoć w porównaniu z innymi okrętami wcale nie jest ciasna, choć ja odniosłem zgoła odmienne wrażenie. Jest jeszcze kilkanaście innych eksponatów, które są naj w różnych kategoriach, ale nas ciągnęło najbardziej w stronę ostatniej hali, w której stał sobie, o dziwo nie wisiał, prom kosmiczny (co o kolejne dziwo nigdy nie był w kosmosie). Maszyna, która do złudzenia przypomina amerykański wahadłowiec, jest ponoć w środku zupełnie inaczej zbudowana. Inne rozwiązania techniczne miały być tańsze i bezpieczniejsze. W dodatku gdyby nie upadek komunizmu Burany pod względem nowoczesności i właściwości kosmicznych zakryłyby czapką swoje amerykańskie pierwowzory. Ale co się stało to się nie odstanie (albo raczej co się nie stało to się nie stanie) .Zapewne gdyby komunizm nie upadł, to żeby Burana obejrzeć trzeba by było jechać do Kazachstanu, albo na Kamczatkę. A to daleko i niezbyt po drodze, więc cieszmy się, że komunizm ostatecznie upadł a wraz z nim radziecki podbój kosmosu. A niemieccy kapitaliści za jedyne 10 milionów Euro kupili sobie nielota i postawili (nie podwiesili) w muzeum. Zresztą historia Burana jest dość ciekawa. Prom kosmiczny najpierw leżał w hangarach Bajkonuru skąd został kupiony i trafił do Australii, gdzie miał być częścią parku rozrywki. Właściciel jednak zbankrutował i Buran z powrotem trafił do Ruskich, Ci jednak go nie chcieli i sprzedali następnie do Bahrajnu. Tam jednak też się nie spodobał i dwa lata leżał ponoć na plaży, skąd wypatrzyli go Niemcy i odkupili za jedyne 10 mln Euro. (prywatne muzeum). Następnie buran płynął na pokładzie statku po Renie budząc tym ogromną sensacje w przybrzeżnych miastach, by w końcu wtoczyć się do hali w Speyer. Jak na razie tam stoi i nie wiemy jeszcze kiedy zbankrutuje obecny właściciel i Buran znów będzie wolny. Nie zmienia to faktu, że prom sam w sobie robi wrażenie przez co mało kto zwraca uwagę na bardzo bogatą wystawę innych urządzeń kosmicznych, które w przeciwieństwie do Burana w kosmosie były.
Nie ma wyjścia, za jakiś czas wybierzemy się do Sinsheim, bo tam dla odmiany Niemcy zebrali bogatą kolekcję pojazdów które jeździły po księżycu. Mają też podobno ogromną kolekcje pojazdów militarnych, oraz samolotów pasażerskich. Będzie tam pewnie przy okazji masa różnych samochodów i motocykli, ale proszę, kto by tam zwracał uwagę na takie rzeczy.