Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

wtorek, 6 grudnia 2011

Ćwiczę na zmywaku, zmywam na siłowni

Ćwiczę na zmywaku, zmywam na siłowni
Jak niemal każdy polak w Niemczech, imam się różnych zajęć zarobkowych, które rzadko mają cokolwiek wspólnego z moimi kwalifikacjami. Z drugiej jednak strony moje wykształcenie pozostawia wiele do życzenia, nic więc dziwnego, że po roku poszukiwań pracy wylądowałem w knajpie. Praca nie jest zła, kuchnia bardzo nowoczesna, wszystko nowe (lub wyprane w Perwollu), ludzie mili, a szef póki co niezbyt upierdliwy. Jedyne na co przyszło mi narzekać to klienci. (Polacy zawsze muszą na coś narzekać a ja jestem patriotą)
Otóż, kto nie pracował ten nie wie, ile różnych osób musi się naharować, abyś dostał po 5 minutach swoją pizze. Ile różnych czynności musi wykonać sztab ludzi, żeby w 10 minut po zamówieniu na twoim stole znalazł się talerz parującego spaghetti. Otóż powiem wam – kilkanaście.
Łatwo się domyślić, że pracuje w knajpie włoskiej. Żarcie smaczne, pizza chrupiąca, a pracownicy mogą zamawiać wszystko za pół ceny. Ale naprawdę nie warto wydawać ciężko zarobionych pieniędzy, bowiem w ferworze kuchennej walki, zawsze ktoś coś sknoci, zrobi za dużo, czegoś nie zrozumie(tak w kuchni pracują niemal sami obcokrajowcy) i wtedy takie wytwory zamiast na stół klienta trafiają do zjedzenia przez nas. Tak więc prawie codziennie zjadam coś z menu za co normalnie zapłaciłbym z 10-15 euro. Jedyna niedogodność jest taka, że nie ja zamawiam tylko klient, więc nigdy nie wiem co mi się trafi. Najczęściej jest to pizza, która poza drobnym felerem (np., jest w owalna, zamiast być okrągła) jest całkiem smaczna. Nie wiem dlaczego, ale najczęściej Kucharzom nie wychodzi wersja z boczkiem i ziemniakami. Tak, tak pizza z ziemniakami - nawet smaczna :). Aha, tu wspomnę jeszcze jedno - nie da się codziennie jest pizzy. Zawsze jako dziecko marzyłem, aby codziennie na obiad był ten włoski przysmak. Ale człowiek po tygodniu takiego obrotu sprawy ma dosyć. Na szczęście makarony i mięsa też czasami kucharzom nie wychodzą, to wtedy mam jakąś odmianę.
Mało kto też wie ile czasu trwa codzienne sprzątanie takiej kuchni, które zwykle odbywa się koło północy. Otóż oświecę was, 5 różnych osób, pucuje, zmywa, szoruje, zamiata, wyciera, poleruje przez dobre półtorej godziny po zamknięciu kuchni. Nic więc dziwnego, że gdy ruch jest niewielki (a od poniedziałku do czwartku taki zwykle wieczorami bywa), to ekipa kucharska zaczyna swoje sprawunki nieco wcześniej. Licząc, że następny klient nie będzie chciał sałatki, bo stół sałatkowy już schowaliśmy i teraz sprzątamy po kolei następne stanowiska. Każdy chce wyjść do domu jak najwcześniej, ale wtedy zwykle bam. Ktoś zamawia tą cholerną sałatkę i wszystko znowu trzeba wyciągnąć, poukładać, przyrządzić no i oczywiście po wszystkim ponownie umyć.
Raz nam się trafił złośliwy klient, który siedział praktycznie sam w knajpie i co półgodziny domawiał kolejną pizze. A my za każdym razem po upieczeniu placka, zaczynaliśmy wszystko wycierać i on wtedy bach, zamawia kolejną pizze. No i znów wszystko od nowa. Dlatego dobrze wam radzę, że jeżeli jesteście ostatnimi osobami w knajpie, to nie zamawiajcie ciągle czegoś nowego. Bo ktoś kto już trzeci raz pod rząd poleruje rozgrzany piec do pieczenia, może wam do tej Margarity  siarczyście napluć.
Bardzo zabawnie wygląda też komunikacja w takiej kuchni. Najczęściej używane słowa do „Achtung” (czyli uwaga), „Vorsicht” (też uwaga, albo odsuń się) „heisse” (gorące) i czwarte moje ulubione czyli „Kurwa”. A wszystko dlatego, że Niemcy jako naród kulturalny zupełnie nie radzą sobie z klęciem. A tak jak w kuchni pracuje Polak, Egipcjanin (studiował w Polsce), Litwinka i Kazach to kurwy lecą regularnie. A nasza mowa staje się międzynarodowa.
Kolejnym elementem pracy w kuchni jest jej niejednolitość. Kuchnia wykazuje tylko trzy stany. A) Pełno zamówień i pełen zapieprz. Czyli okresy obiadowe, czy kolacyjne, gdzie jest tyle pracy, że ciężko jest sobie palcem do tyłka trafić. A wszyscy pracują na pełnych obrotach. B) Stan zastoju, gdy pracy jest niewiele, a manager tylko patrzy kogo by tu wysłać na przymusową przerwę. za którą oczywiście nikt nam nie płaci a wyjść nie można. C) Zgaszone światło, gdy nikt już nie pracuje.
Ja najbardziej lubię obserwować ludzi w czasie stanu B ( w pozostałych stanach roboty nie ma, albo jest jej tyle, że ciężko o jakiekolwiek obserwacje). W każdym razie to niesamowite, jak ludzie potrafią udawać prace. Niby nikt nie złożył żadnego zamówienia, a wszyscy w kuchni są bardzo zajęci. Ktoś tam coś kroi, przeciera blaty, ostrzy noże, poleruje garnki. Wrze jak w mrowisku. Ludzie po prostu symulują prace, a wszystko za jedyne 6.50 za godzinę.
Ja najczęściej spełniam się na zmywaku. Szefowa gdy mnie tylko zobaczyła, to od razu wiedziała, że najmniej nabroję przy naczyniach. Zresztą każdy (więc nieliczni), kto próbował zjeść co ja przyrządziłem wie, że poznała się na mnie Niemra od pierwszego spojrzenia. Ale niech nikt nie myśli, że w takiej zmywarce siedzę cały dzień w mydlinach. O nie praca na zmywaku w nowoczesnej knajpie przypomina bardziej pracę w fabryce. Ja zgarniam talerze, układam na paletach i przesuwam do wielkiego urządzenia przypominającego prasę hydrauliczną. Zamykam urządzenie i po minucie wyciągam suche i gorące naczynia. Więcej w tym noszenia pakunków niż szorowania. A ciężkie te talerze jak diabli. No ale nikt nie powiedział, że życie ma być proste. Skoro nie ćwiczę na siłowni tylko zmywam podłogi (moja druga praca), To ćwiczę podnoszenie ciężarów  zamiast zmywać (w knajpie). Jak więc mówiłem dziwny to kraj te Niemcy. Ale ponoć „praca czyni wolnym”
Fot. z Google