Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

niedziela, 26 czerwca 2011

Imprezowanie po NIemiecku


Imprezowanie w stylu multikulti
Kraków, to miasto imprez, studentów i wszechobecnej zabawy. W dodatku ogólny nawyk do zakrapianych spotkań, wyjść z ludźmi, całonocnych grilli zazwyczaj pozostaje również na stare lata. Przykładem są choćby moi rodzice, którzy co jak co ale imprezować z pompą to ciągle jeszcze umieją. Trochę inaczej jest w moim wspaniałym Dojczlaniedzie. Tutaj imprezowanie raczej nie jest ważnym elementem życia. Ludzie z rzadka utrzymują kontakty ponad zawodowe, a ewentualne wspólne wypady do knajpy czy na miasto są raczej rzadkością. To nie znaczy że tutejsze nieliczne knajpy zieją pustkami. Wręcz przeciwnie, są zwykle wypełnione po brzegi, jednak siedzący w nich ludzie są tam bo tak wypada. Brak tu jakiejkolwiek spontaniczności, czy nagłych zwrotów akcji. Nikomu nie włącza się szwendasz, nikt nie wykręca znaków drogowych ani nie wdaje się bezmyślne bójki. Każde spotkanie, jest z góry zaplanowane (często z dwutygodniowym wyprzedzeniem) i z łatwością można odtworzyć jego przebieg.
Próbowaliśmy, wiec też innego krakowskiego modelu, czyli ulubionych ze względów ekonomicznych domówek. Jak by nie było mieszkamy w bloku studenckim. Co prawda jego standard raczej nie przypomina polskich akademików, lecz przywykli do luksusów życia niemieccy studenci, muszą mieć również luksusowe mieszkanka. Okazało się jednak dość szybko, że choć na 60 mieszkań tylko my posiadamy potomstwo, to i tak jesteśmy najgłośniejszymi, najczęściej zakrapiającymi mieszkańcami Mombacher str 77. Na szczęście nikomu to jak na razie nie przeszkadza. Tu jednak natrafiliśmy na kolejny schodek imprezowej machiny. Tzn. kogo tak właściwie mielibyśmy na te domówki zapraszać. Nasi obecnie jedyni wierni ślący znajomi przychodzą zawsze i chwała im za to. Ale zaproszenie kogokolwiek więcej jest już problematyczne i wymaga strategicznych wręcz przygotowań. Próby ściągnięcia międzynarodowego towarzystwa kończyły się jak na razie nikłą frekwencją, ogromnym spóźnieniem i co najgorsze żmudnym sprzątaniem przewlekłych wymiocin. Jeszcze trudniej znaleźć imprezowiczów niemieckich.
Dlatego mimo naszych starań imprezy Bunga Bunga są na razie w sferze marzeń. Co ciekawe to czego Niemcy nie potrafią robić u siebie – patrz imprezować, świetnie im wychodzi tuż po przekroczeniu swoich granic. I nie chodzi mi tylko o (tu parafraza z mojego ulubionego polityka Sylvio Berlusconiego) najazdy na włoskie plaże niemieckich nacjonalistycznych blondynów, wlewających w siebie hektolitry piwa. Nie tak dawno w Niemczech było głośno o pewnej imprezie firmowej (nie będę przytaczał nazwy koncernu), która odbyła się oczywiście poza granicami kraju. Najlepsi pracownicy, zostali zaproszeni do ośrodka obsługiwanego przez specjalnie dobrane hostessy. A jako że w Niemczech porządek musi być, hostessy też był odpowiednio uporządkowane. Panie miały na rękach specjalne kolorowe obrączki, które informowały jaką formą usług się zajmują. W zależności od koloru można było panie poprosić o przyniesienie drinka, zrobienie masażu lub dość konkretne usługi seksualne. A ponieważ impreza była dość długa, a panie (nie te od drinków i nie te od masażu) dość zapracowane, potrzebna była też metoda podliczania rachunku. I tu również Niemcy wykazali się nie lada sprytem, zaopatrując swoich gości w odpowiednie pieczątki, które po wszystkim przyklejali na obsługujących je paniach. Na koniec panie pokazywały liczbę pieczątek w kasie i otrzymywały odpowiednią zapłatę. Firma stawiała panie - co stawiały:). Niestety sprawa wyszła na jaw i zrobiła się afera. A organizatorzy no cóż, podobno zostali ukarani.
U nas na razie imprez z obrączkami nie ma, a panie należy sobie przyprowadzać swoje, najlepiej te najukochańsze. Nie mniej jednak serdecznie zapraszamy do Moguncji, gdzie wino jest dobre, piwo smaczniejsze, jedzenie paskudne i kobiety jeszcze brzydsze. Ale jesteśmy my i choćby dlatego warto przyjechać.


P.S. Gdy w Krakowie na Wiankach śpiewa Wyclef  Jean u nas wystąpi ZZ TOP