Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

poniedziałek, 16 września 2013

Ferarri i takie tam



Ferrari ? jak tam se wole na Fiata popatrzeć


 

Zdominowaliśmy! Nie chińczycy, nie hindusi, nawet nie amerykanie  ale właśnie „my” byliśmy najliczniejszą grupą na targach motoryzacyjnych we Frankfurcie. Zdominowaliśmy proces wsiadania i wysiadania do samochodów na które i tak nas nie stać.  W niedziele po kościele Polacy ruszyli oglądać pojazdy, które  już za 10 lat będą sobie mogli tanio sprowadzić z Niemiec. Co prawda prezentowane Automobile ciągle jeszcze nie są w naszym zasięgu, ale trzeba trzymać rękę na pulsie i już przygotowywać się na lepsze czasy. To naprawdę niesamowite uczucie gdy siadasz sobie za sterami czerwonego, błyszczącego Jeepa Wranglera a obok ciebie siada wielki spocony facet i drze się z samochodu „Eeee Rysiek, patrz ten nawet ni ma stereło”. Tak byliśmy tam, nie dało się tego nie zauważyć ani nie poczuć.


Człowiek stara się przedostać na podest dla Ferrari, a za sobą słyszy głos wąsiastego jegomościa, który pełen wyższości  wobec żony krzyczy jej do ucha – „Ferrari? Eeee ja tam Se wole na fiaty popatszyć”. Serce mi od razu z dumy rosło, że rodacy tacy bywali i w temacie obeznani, że im byle Ferrari czy Maserati  różnicy nie robi. Bo to przecie rzecz powszednia i nie będą się tam na byle dziadostwo gapić i w ciżbie przepychać. Bo i przecie po co? Zamiast tego można przecie pozbierać kilka darmówek. We Fiace długopis dawali, przy fordach się człowiek kawy napił, a nawet dwóch jak mu się chciało dwa razy postać w kolejce. W BMW był pokaz, ale lepsze były darmowe kalendarze, a Opel oferował plakat. Skoda to dodatkowo lemoniada, a przy Citroenach można było żelka dostać. Jak ktoś miał szczęście to mu się smycz z Nissana trafiła, albo odznaka od dziewczyn z Chevroleta. Czerwony słomkowy kapelusz od KIA, linijka z francuskim lwem, notatnik z jeepem. A najwspanialsze było to, że wszędzie człowiek mógł papierową torbę dostać, albo nawet kartonową walizkę na kółkach i wszystkie te zdobycze do domu przyciągnąć.  No bo co! Jak już się wydało 15 euro na bilet (sic) to się choć część musi zwrócić. A i balonik (Ford) dla dziecka co by się ucieszyło, że tatuś o nim pamiętał do samochodów wsiadając i na hostessy zezując.

O tym, że rozpoczęły Targi Motoryzacyjne we Frankfurcie było najlepiej widać na lotnisku. Nagle jednego dnia przyleciało naraz parę tysięcy krawaciarzy. Każdy mienił się biletem w biznes klasie i znaczkiem samochodowym w klapie. Do nich właśnie należały targi przez trzy dni. Dopiero jak producenci  się poklepali po plecach i po szejkenhendowali , to do aut puszczono pospolitych obywateli. Największe targi na świecie odbywały się już po raz 65-ty i jeżeli wierzyć organizatorom, może je obejrzeć nawet milion zwiedzających. Sądząc po tłumie w jakim przyszło się poruszać, nie są to oceny na wyrost. Każdy wystawca oprócz wystawienia samochodów starał się również zrobić jak największe wrażenie. 


W tym roku zdecydowanym Leaderem  było BMW, które samo wypełniło jedną z większych hal, budując  podwieszany pod sufitem tor wyścigowy w kształcie ósemki , dla prawdziwych samochodów. Była też trybuna honorowa, gdzie wysiadały hostessy i machały do publiczności. Nieźle prezentowała się też Skoda. Każdy kto wsiadał do ich samochodu, dostawał stempelek, a jak już zebrał 10 pieczątek, to mógł je wymienić na nagrody. Zupełnie inaczej, o popularność walczył Ford i Hunday, które między samochodami  ustawiły stoły do piłkarzyków.  Ford dodatkowo zapewniał darmowy profesjonalny masaż, każdemu kto chciał postać w godzinnej kolejce.  Toyota postawiła na symulatory drogowe, gdzie chętni mogli się ścigać w wirtualnych wyścigach. Na zewnątrz prezentowały się wozy terenowe, które wjeżdżały na różne przeszkody. Producenci prezentowali przekroje samochodów, półprzeźroczyste konstrukcje itp. Fascynujący, dla tych których to fascynuje, nudne dla wszystkich innych. Była na przykład wystawa tłoków, oraz historia jak zmieniały (dla mnie wszystkie były identyczne) się ich kształty na przestrzeni czasu.  





Jednak najciekawsze było to, że wszystkiego można było dotknąć, usiąść sobie, pokręcić kierownicą. Niektórymi autami można było sobie nawet pojeździć. Dookoła lało się piwo, chodziły dziewczyny w mundurkach i błyszczały światła fleszy i samochodów. Innymi słowy lepszy świat. Aut był taki ogrom, że zobaczenie ich wszystkich zajęłoby cały dzień, A przejście bez zatrzymywania  z jednego końca targów na drugi i zajmowało 45 minut. W poszczególnych stajniach odbywały się koncerty, zawody w piłce siatkowej, pokazy multimedialne. 

Tegorocznym motywem przewodnim były auta elektryczne, czy też hybrydowe. Wiecie to są te, które mają zasięg koło 100 kilometrów i można je zatankować (naładować) we wszystkich 23 stacjach w Całej Europie.  Ale przecież to nikomu nie szkodzi bo one są ekologiczne, a to znaczy że lepsze od innych. Ponoć ładowanie auta trwa jedynie 30 minut. A potem można godzinę jeździć i powinno nam nie gasnąć (chyba, że pod górę).  W dodatku producenci skupiali się na pomysłach gdzie upchać te wszystkie baterie. Przykładem może być BMW i8 który cytuje „Silnik spalinowy o mocy 231 KM napędza tylną oś, zaś elektryczny (o mocy 131 KM) przednią. Na samym napędzie elektrycznym można jechać z maksymalną prędkością 120 km/h a zasięg auta wynosi do 35 km.” Czyli naprawdę kawał drogi jak na auto, które kosztuje ok.  50 tys Euro.  Po prostu żyć nie umierać.


Ponoć połowa wizytatorów przychodzi na samochody, a pozostali przychodzą na dziewczyny. Ci drudzy mogli niestety być rozczarowani. Wszyscy inni, łącznie z łowcami gadżetów na pewno wyszli przesyceni nadmiarem czterech kółek i baterii . Bo samochody są wszędzie…