Co się dzieje gdy w twoim samochodzie pęka przednia oś w
czasie jazdy? No więc ja już wiem. To jest taki moment kiedy, słyszysz straszny
huk, a następnie tracisz panowanie nad kierownicą, a auto zaczyna skręcać
równocześnie w dwie różne strony. W tym czasie wywołujesz ogromne poruszenie na
drodze, a gdy już się zatrzymasz na którymś z krawężników, mijający Cię
kierowcy pukają się w głowę i wymachują pięściami. My mieliśmy to szczęście, że
jakaś nadgorliwa Pani zatrzymała się, aby udzielić nam pomocy w postaci
zadzwonienia na Policje. Poza nią nie nawiązaliśmy żadnego kontaktu z innymi
użytkownikami drogi. Choć auto było tak poobijane (wcześniej) jakbyśmy co
najmniej trzy razy dachowali, a na końcu wpadali pod TIRa. A i tak do tej
chwili jeździło. I tu zaskoczenie. Niemiecka Policja okazała się nad wyraz
miła, dali nam numer na pomoc drogową, nie pytali o dokumenty czy o przegląd (który
jak na złość skończył się trzy dni wcześniej). A jedynie sprawdzili czy nic nam
się nie stało, życzyli powodzenia i pojechali dalej.
Nie pozostało nic innego jak zadzwonić po Polskie Asisstance.
Po kilku nieudanych próbach i zjedzenie trzech różnych telefonów na kartę,
wreszcie udało nam się uzyskać pomoc.
Która, przyjechała już po dwóch godzinach. Następnie pan mechanik (ogólnie
niezadowolony, że przerwaliśmy mu randkę, którą z tego wszystkiego zabrał ze sobą
na nasz ratunek), szybkim rzutem oka rozwiał nasze wątpliwości co do
ewentualnej naprawy i powiedział jednym słowem. Szrot. I tak moje stare
poobijane punto, którym pewnie większość z was miałem okazję kiedyś gdzieś
wozić, zakończyło swój żywot. Faktem jest, że drań był wyjątkowo pechowy.
Poobijany z każdej strony i w ciągu tych 9 lat i 364 dni (sic) zdążyło mu się
zepsuć wszystko co tylko było możliwe. A wszystkie jego remonty kosztowały
znacznie więcej niż był wart. Ale i tak zakręciła się łezka w oku.
Tak więc zostaliśmy na obczyźnie bez auta. Już pierwszego
dnia, niosąc na piechotę zakupy, odwożąc dziecko do przedszkola trzema
autobusami, i wstając o 4 rano do pracy stwierdziliśmy, że brak auta nie może w
naszym przypadku być stanem permanentnym. I choć półgodzinne pedałowanie pod górę w
środku nocy, by zdążyć na poranne sprzątanie fitnessu ma swoje niewątpliwe
uroki, to jednak stwierdziliśmy, że nowe auto trzeba kupić. Tu ominę część
faktów dotyczących wyboru modelu, ceny itp. Bo każdy kto mnie zna wie, że mam
problemy z podejmowaniem decyzji. I przeskoczę w czasie o miesiąc do przodu
(czas potrzebny na wybór rodzaj samochodu ).
Okazało się, miedzy innymi że tu w Niemczech bank w
przeciwieństwie do tego Polskiego chce Ci dać kredyt. Że oprocentowanie nawet
dla obcokrajowców jest niższe niż pożyczka u Cioci. Że nikt się nie pyta, ile
zarabiasz (bo widzą to w komputerze), do kiedy masz umowę o pracę, ani ile pieniążków
jest Ci potrzebne. Pan na wstępie mówi, że patrząc na historie konta oferuje
taką a taką kwotę bez zbędnych formalności (była 4 razy większa niż
planowaliśmy), a oprocentowanie niestety będzie 6 procent. No trudno skoro
bank, chce nas tak odrzeć z pieniędzy to
nie mamy wyjścia i podpisujemy umowę. Tzn. Ania podpisuje. To o tyle
istotne, że ja podpisałem wszystkie papiery przy rejestrowaniu auta. Ergo. efekt
jest taki, że ja mam auto a Ania ma długi. Jednak klnę się na oś fiata Punto,
że to wszystko przez przypadek.
I tak zaopatrzeni w kupę pieniędzy kupiliśmy „nowe stare”
Auto. A jako że w rodzinie, wszystkie auta muszą być na literę F. Czyli ford,
fiat lub francuskie. Mamy pięknego czerwonego (zawsze musi być czerwony to
wymóg Krzysia) focusa. A skoro następny tęż będzie na F i będzie czerwony, to
możecie sobie wyobrazić czym przyjadę za kilka lat.