Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

czwartek, 19 kwietnia 2012

Nie ma to jak wujek dobra rada


Niemcy krajem rad
Nasi zachodni sąsiedzi są niekwestionowanymi mistrzami w dawaniu „złotych rad”. W przeciwieństwie do Polaków, którzy po prostu „znają się” na wszystkim (od budowy kotłów po sokolnictwo), Niemcy są mistrzami dzielenia się wiedzą w teorii. Złotą radę zwaną z niemieckiego TIP można usłyszeć dosłownie wszędzie. W sklepie, szkole, urzędzie pracy, pralni, radiu, czy na bilbordzie. Niemiecki Tip charakteryzuje się głównie tym, że dający radę ma wrażenie, że odkrywa Amerykę, a tobie się wydaje, że szlak Cię trafi. I nie byłoby w tym nic ujmującego, gdyby cokolwiek z tych rad rzeczywiście wynikało. Tymczasem niestety całą pomoc na jaką możemy liczyć na przykład od naszego opiekuna zawodowego, albo nauczyciela językowego ogranicza się do tego co powinniśmy ich zdaniem zrobić.
W szkole językowej mniej więcej połowa czasu  na naukę, przeznaczaliśmy na życiowe rady (czyli takie do rzyci) jakich udzielały nam nauczycielki. Chociaż do teraz mam kłopoty z rozróżnieniem Dativu od Akkusativu, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych zagadnieniach niemieckiej gramatyki, dowiedziałem się kilku niesłychanie ważnych rzeczy. Raz nauczycielka przez półgodziny tłumaczyła nam jak należy wietrzyć mieszkanie. Że nie wystarczy jedynie uchylić okna, ale trzeba je otworzyć szeroko przynajmniej na 15 minut dziennie, aby nastąpiła cyrkulacja powietrza (zaczęła nam nawet rysować na tablicy jak to powietrze (luft) wpływa i wypływa przez to okno). Z zapartym tchem słuchaliśmy,  że należy brać głębokie wdechy, nie siadać w oknie z mokrą głową itp.
 Innym razem tłumaczyła, nam jak należy wychowywać dziecko bez telewizora, i  jak należy mu poświęcać czas, odciąć od komputera i dbać o wychowanie sportowe. Bo przecież sport to zdrowie. Nie musze wspominać, że pani nauczycielka oczywiście sama nie miała dzieci (za to kursanci z trzeciego świata mieli tych dzieci średnio po cztery na głowę), ale czytała o tym w pewnej książce. A jak w Niemczech jest coś napisane to znaczy, że to jest prawda i nie wolno tego podważać, a jedynie postępować zgodnie z zawartą instrukcją. Tak tu do wszystkiego zawsze jest instrukcja.
Złote Rady dotyczyły niemal wszystkiego, bowiem Niemcy jako kultura wysoka, pochylali się nad nami szaraczkami i przekazywali nam wszelkie prawdy objawione. Przytoczę tu kilka z nich, to może i wy się czegoś nauczycie. Np. zażywanie lekarstw jest nie zdrowe i lepiej przecierpieć ból głowy niż brać tabletki przeciwbólowe,  dzieci trzeba wysłać do lepszych szkół, żeby nie ograniczać im ścieżki rozwoju, albo trzeba się uczyć regularnie, bo to najlepsza droga do poznania piękna mowy niemieckiej. I tak dalej i tak dalej.
Ale prawdę objawioną możesz usłyszeć dosłownie wszędzie. Mam w pracy pewien egzemplarz wyjątkowo męczący. Jurgen, to taki człowiek, który na wszystko ma złotą radę. Na przykład nie rozumie dlaczego ja myje naczynia w gorącej wodzie, jak wystarczy to robić w zimnej.  A ja jako Polak oczywiście „wiem lepiej” i w dupie mam wszelkie instrukcje. Wiec mu tłumacze, że w ciepłej wodzie tłuszcz lepiej schodzi. A on, że w zimnej też się zmywa. Więc ja mu na to, że to robię już od pół roku i naprawdę wiem lepiej, bo nabrałem w tej ważkiej materii niekwestionowanej praktyki i doświadczenia. A on, że w instrukcji zmywarki jest napisane, że naczynie trzeba spłukiwać zimną wodą. To ja mu wtedy już po polsku mówię, żeby mnie pocałował w dupę. On wtedy myśli, że ja nie rozumiem po niemiecku i przekręca mi kurki z wodą na zimną. Więc ja, żeby uniknąć dyskusji, czekam aż sobie pójdzie i puszczam ciepłą wodą. Wtedy on za 10 minut przychodzi i zmienia na zimną, potem ja na ciepłą i tak mniej więcej w kółko. Zapewniam, że po kilku razach przestaje to być zabawne.


Ale o ile, to jest nieszkodliwe i bez większego znaczenia o tyle złote rady od twojego opiekuna zawodowego w urzędzie pracy mogą człowieka doprowadzić do szału. Zanim znalazłem pracę, przez pół roku próbowałem zrobić to za pośrednictwem  wyznaczonej do tego jednostki federalnej. W niemieckim urzędzie pracy, w przeciwieństwie do polskiego, oferty pracy nie wiszą na tablicy, ale są w bazie komputerowej, do której dostęp ma nasz indywidualny opiekun zawodowy. Moje wymagania były dość proste, wszystko jedno jaka praca, wszystko jedno jakie zarobki, byle nie dłużej niż do godz. 16-17 i żeby można było w tej pracy rozmawiać z ludźmi, gdyż póki co najważniejszy jest dla mnie kontakt z językiem. Nie chciałem ani ubezpieczenia, ani pieniędzy od urzędu, a jedynie prostą pracę tymczasową.  Pan pokiwał głową i kazał mi przyjść za miesiąc. Na następnej wizycie powiedział mi, że czytając moje CV doszedł do wniosku bym spróbował w tutejszej telewizji. Super czyli ma ofertę z ZDF? Nie niema, ale on mi radzi abym wysłał do nich CV.  Dobra rada nie jest zła, ale odpowiedź z TV była prosta, oni nikogo teraz nie szukają i na pewno dadzą znać, gdyby potrzebowali dziennikarza z polski, który słabo mówi po Niemiecku . (nadmienię, że chyba ciągle nie potrzebowali). Listownie udzielili mi też kilka rad gdzie szukać ofert następnym razem.
Na kolejnym spotkaniu pan z Agentury pracy dał mi kolejne złote rady, że musze być aktywny, że musze wysyłać swoje CV (choć nie powiedział gdzie), że powinienem czytać gazety z ofertami pracy, że dobrze by było rozglądać się po mieście itd. (czyli to wszystko co robiłem w tym czasie). Po czym wyznaczył mi kolejny termin na za miesiąc (tu zawsze terminy są wysyłane pocztą na za miesiąc, ale nie wolno się spóźnić nawet 3 minut).
Kolejne spotkanie było równie owocne jak poprzednie, tzn. Pan spytał czy nie mógłbym być taksówkarzem. Ja na to, że bardzo chętnie i czy ma jakąś ofertę. Nie on nie ma, ale radzi mi, że mogę sobie wejść na panoramę firm spisać telefony do korporacji  taksówkarskich i zadzwonić z zapytaniem. Po tej kolejnej złotej radzie wychodząc poprosiłem w recepcji o zlikwidowanie mojego uczestnictwa w tym urzędzie. W ten sposób przyczyniłem się do kolejnego sukcesu federalnego urzędu ds. zatrudnienia pokazując w statystykach, że po pół roku przestałem figurować (pewnie porady pomogły mi znaleźć prace). Przynajmniej tyle mogłem zrobić w podzięce.
A niech to motyla noga!!! Nie ma to jak nasz stary wujek Dobra rada.