Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

wtorek, 19 kwietnia 2011

O Kebabach, Gaddafim i pesymistycznej wizji przyszłości

Pytanie czy zakaz zatrzymywania dotyczy też czołgów?

 Na co idą nasze podatki
     Czy wiecie, że w Niemczech mają osobne znaki dla, aut, rowerów i czołgów. O ile pierwsze dwa nie wzbudzają specjalnie sensacji. O tyle znaki o ograniczeniu prędkości przez czołgi budzą mieszane uczucia. Pytanie tylko o czyje Czołgi tu może chodzić. Na pewno nie o niemieckie, wiec może to znaki dla Francuzów? Żabojadom, trzeba widocznie pomagać w działaniach bojowych, bo jak historia pokazuje od czasu Napoleona, nie udało im się wygrać żadnej wojny. A i ten, jak wiadomo, skończył dość marnie, a przy okazji My wraz z nim. (jest nawet takie powiedzenie: po co powstała armia Włoska? Żeby Francuzi mieli z kim wygrywać). Nasi Zachodni sąsiedzi doskonale o tym wiedzą, dlatego dziwi ich fakt, skąd Prezydent Sarkozy tak ochoczo wysłał swoje Mirage do Trypolisu. A teraz równie ochoczo zamyka swoje granice, przed imigrantami z Afryki Północnej. Fakt jest faktem, że paliwo dla lotnictwa kosztowało więcej, niż wszystkie zniszczone przez nie razem Czołgi. W dodatku, podobno Libijczycy zestrzelili jednego pilota, więc Koszty wojny z Kaddafim wzrosły kilkukrotnie. Podobnie wyszli na tym Duńczycy, którzy przerzucili wszystkie swoje 8 czy 10 samolotów na południe Włoch, co w zasadzie wyczerpało ich budżet wojskowy na ten rok, Więc bombardować już nie polecieli.
Gaddafi a nie Kaddafi
    A propos wiecie, że tu nie pisze się Kaddafi tylko Gaddafi? Co więcej, prawie na całym świecie Piszą go przez G. Nie wiem dlaczego u nas jest inaczej, ale maczali w tym palce nasi tłumacze filmowi, którzy mają wprawę w przekręcaniu nazw i tytułów. Moje podejrzenia padają też na naszego obecnego Gajowego prezydenta, który podobnie jak ja ma spore problemy z ortografią. Tylko, że ja nie jestem prezydentem. Jeszcze…
 Najlepiej znany Egipcjanin - Doktor Żywago
        Dlaczego o tym wspominam? Bo imigranci z Libii, Tunezji, Egiptu, Syrii już zaczęli szturmować Europejskie wybrzeża, i pewnie po krótkim włoskim Bunga Bunga wszyscy wylądują tutaj w Niemczech. Stąd pewnie bierze się sprzeciw Niemców, do kolejnych interwencji na Bliskim Wschodzie. Już wystarczy im, że od maja muszą wpuścić wszystkich Polaków do pracy. Poza tym, w Niemczech już żyje wielu mieszkańców z tamtej części świata, którzy wprost mówią jak te całe rewolucje wpłyną bezpośrednio na ludzi. Gdy spytałem na kursie językowym mojego kolegę Egipcjanina czy się cieszy, że Mubarak został odsunięty od władzy. Odpowiedział na to z mieszanymi uczuciami. Problem w tym, że w Egipcie jedyne pseudo partie polityczne, które mają rozwinięte struktury to monopartia byłego dyktatora i bractwo muzułmańskie. Natomiast lansowany przez USA demokrata Mohamed El Baradei, wie tyle o Egipcie co nie przymierzając Omar Sharif. Jeżeli wygrają Ci pierwsi to cała rewolucja pójdzie na nic, jeżeli ta druga, to Egipt może podzielić losy Iranu i stać się państwem wyznaniowym. No i co wtedy poczną turyści, którym nie pozwolą pić piwa w Hurgadzie? Ale i ile niemieckim i polskim turystom, brak piwa i zbędnej golizny dobrze by zrobił, o tyle trudniejszą sytuację będą mieli egipscy chrześcijanie, których jak mówi mój kolega Naim (sam chrześcijanin) jest tam 13 milionów. Wikipedia, w prawdzie wspomina o 8 milionach ale to nadal sporo ludzi, którzy będą musieli uciekać. A gdzie?? No właśnie, pewnie w głównej mierze do swoich rodzin do Niemiec. I tak koło się zamyka.
   Niemcy już są sfrustrowani ciągłym ratowaniem reszty Europy i świata. Nie dość że ciągle pompują swoje pieniądze w landy wschodnie (bez większych rezultatów), ratują walutę Euro przed kolejnymi kryzysami, i wyciągają z kryzysu po kolei Greków, Hiszpanów, Portugalczyków (też bez większych rezultatów), to teraz im przyjdzie tworzyć dodatkowo ośrodki dla emigrantów. A Niemcom powoli się kończy cierpliwość i dobra wola. Już teraz o Turkach nieoficjalnie mówi się, że kolejne Kebaby zajechały. A następne dzielnice ich miast zaczynają przypominać stambulska Galate. Ta cała nieufność dotyczy zresztą wszelkiej maści Arabów czy Persów, którzy wyrzuceni ze swoich krajów, tutaj szukają sposobów na życie. Tak jak mój kolejny kolega Slawsh, który od 24 lat nie może wrócić do Iranu, bo za młodu nieco nabroił i trochę z bronią biegał po ulicach Teheranu.
Beramsha - najlepszy kolega Krzysia
Derya, ulubiona pani  - Co jest pod tym Kapturem?




    Cóż, ja Turków bardzo lubię, bo w wielu przypadkach są mi bliżsi od Niemców, ale to nie ja będę decydował w kolejnych wyborach jaka przyszłość czeka ten kraj. A negatywne nastroje tu rosną. Zwłaszcza wobec muzułmanów, którzy bardzo umiejętnie nauczyli się wykorzystywać słabości tutejszego systemu socjalnego. W efekcie, aby wszystkich utrzymać Niemieckie państwo zabiera swoim obywatelom ponad połowę zarobionych pieniędzy, dając je imigrantom. Dlatego nastroje tu przypominają tykającą bombę. Kurcze, strasznie poważnie się zrobiło dlatego na koniec przytoczę rozmowę zasłyszaną przez naszego znajomego. Kolega poszedł do stołówki wraz z niemieckimi kolegami i jako jedyny zamówił sobie do obiadu coś do picia. Gdy spytał czemu nikt inny nie chce dokupić żadnego napoju, usłyszał że wszyscy oszczędzają. A dlaczego?? Bo mają pesymistyczną wizję przyszłości.

środa, 13 kwietnia 2011

Pogoda dla Bogaczy


Wurst i inne zjawiska pogodowe
Z Blogiem jest jak z rozmową z długo niewidzianą Ciocią. Jak się nie ma o czym pisać to się pisze o pogodzie. Ale co tu pisać. Że ładnie jest u nas od 2 miesięcy, że cały czas słońce świeci, że kwiatki kwitną. Że temperatura nie schodzi poniżej 15 stopni. No tak, to wszystko jest prawdą. Zamiast śnieg sprzed domu odgarniać jeździmy sobie nad rzekę opalać się, a zamiast parasola zabieramy do miasta okulary słoneczne. I to wszystko zaledwie tysiąc kilometrów na Zachód od Krakowa. No i gdzie tu sprawiedliwość dziejowa? Nie dość że Polacy ciągle mają ze wszystkim trudniej to im ciągle albo wiatr w oczy albo woda w Piwnicy. A tu sielanka, słonko, błękitne niebo i lądujący co 30 sekund samolot. A nocą codziennie widać wszystkie gwiazdy. Po porostu żyć nie umierać.
Ale jak donoszą niemieckie media pogoda w Niemczech to jednak nie tylko bajka. Kilka dni temu, obiegła wszystkich informacja, że na Autostradzie w Meklemburgi z powodu burzy piaskowej doszło do poważnego karambolu. Zginęło 10 osób i kilkadziesiąt było rannych. To dość ważna informacja, bo zważywszy na niewielką liczbę wypadków śmiertelnych w Niemczech, ten z pewnością popsuje im statystyki bezpieczeństwa na drogach. (to już drugi rok z rzędu, zwarzywszy na nieszczęsnych pasażerów polskiego Autokaru ze Złocienia i panią w czerwonym Mercedesie). Pytanie tylko skąd pod Rostokiem wzięła się nagle burza piaskowa. Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, niemniej jednak słyszałem, że to może być kolejny dowód na rosnącą islamizacje społeczeństwa Niemieckiego. Bo skoro, przyjeżdża tu tyle osób z Afryki północnej i bliskiego wschodu, to widocznie pogoda też się przystosowuje do ich przyzwyczajeń. Jeżeli będzie to reguła, to aż strach pomyśleć co się będzie działo w Polsce, gdy za Wietnamczykami przyjedzie do nas Monsun.
Osobną kwestią w niemieckiej pogodzie jest jej telewizyjna prognoza. Tu zjawiska atmosferyczne zawsze się zgadzają z tym co mówi niemiecka pogodynka. Jak za trzy dni będą przelotne opady, to za trzy dni one są. Jak pogoda ma się utrzymać przez tydzień, ale w piątek będzie wiało. To każdy może być pewny, że w piątek zawieje. Tu znów muszę się odnieść do studiów porównawczych z Polską, gdzie jak powiedzą po wiadomościach, że będzie padało to pada, a jak że przestanie to przestanie ale nie wiadomo kiedy to się stanie. Naukowiec, z którym dzielę życie wyjaśnia, że to tylko i wyłącznie kwestia większej ilości satelitów meteorologicznych, które krążą nad RFN niż nad RP. Ja jednak uważam, że to wpływ niemieckiej kultury i stylu bycia na zjawiska pogodowe. Porządek musi być, więc jak w piątek pozwolą wiać to w piątek będzie wiało, a jak nie to nie.
Już za tydzień świętujemy :(
Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że pogoda w Moguncji jest rowerowa. Trudno też u nas dostrzec generała Mgłę, który w całości przeniósł się do Smoleńska. A propos, tu nikt nie odnotował daty 10 kwietnia jako cokolwiek istotnego. Można powiedzieć, że Niemcy mają to Wyjebane (a my przy okazji też). Możliwe, że przygotowują się na inne ważne wydarzenie, które miało miejsce 20 kwietnia:) Nie mniej jednak, gdy jutro czy pojutrze obudzicie się rano i ze zgrozą popatrzycie za okno, pomyślcie że ktoś gdzieś na tym świecie ma za szybą lepiej, ładniej i przyjemniej.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

My się Atomu nie boimy





Kto się boi Atomu
Kanclerz już zapowiedziała, że jednak będą zamykać elektrownie
Jak ktoś nie ma za wiele problemów w życiu to zawsze sobie znajdzie jakiś pretekst do niepokojów. Tak jest w Niemczech z energetyką jądrową. Ponieważ tu wszyscy mają gdzie mieszkać, z czego żyć, czym jeździć i co do garnka włożyć, to ich głowy zaprzątają kwestie energetyki jądrowej.(Jak wiadomo bardzo istotne z punktu widzenia szarego zjadacza chleba). W Niemczech odbywa się właśnie wielka debata czy wyłączyć wszystkie 17 działających jeszcze elektrowni jądrowych czy jednak pozwolić im dalej działać, ku uciesze płacących rachunki za prąd Niemcom. Szczególnie aktywna jest w tym partia Zielonych, która właściwie cały swój program wyborczy opiera o nieszczęsne siłownie jądrowe. Powtarzają oni jak mantrę, że Kartagena musi być zniszczona, Balcerowicz musi odejść, a elektrownie powinny być wyłączone. Wszystko fajnie, tylko tym razem Zieloni, którzy niczym nasz PSL zwykle balansowali na krawędzi progu wyborczego, teraz z poparciem ok. 25 proc będą współtworzyć rządy w kilku najbogatszych landach.
A w DDR jakoś tak niewiele jest
Oczywiście nic tak nie podniosło wyników Zielonym jak katastrofa w Japonii. Tu każde radio, każdy portal, czy telewizja w kółko mieli informacje z Japonii. Najważniejsze nie są ofiary tsunami, lecz czy z czwartego reaktora w Fukushimie wylało się już 10 litrów skażonej wody czy już może 11. Niektóre gazety, choć może nie te najbardziej wiarygodne podają, że w aptekach skończyły się tabletki z jodem a płyn Lugola pije się teraz do obiadu zamiast piwa. I tak by mnie śmieszyły te Jądrowe dyrdymały, gdyby nie informacja z przed kilku dni, że Moguncja też leży na skraju jakiejś ruchomej płyty tektonicznej i trzęsienia ziemi są tu na porządku dziennym. Póki co od kilku tysięcy lat nie zdarzyły się jakieś większe, ale przecież nigdy nic nie wiadomo. W końcu w Japońskiej Fukushimie też się nikt nie spodziewał, że się ziemia może zatrząść, bo to przecież rzadkość tam jest.
 Nie tak dawno jeden z szefów Ani wyczuł, że mu się podłoga trzęsie pod nogami. I choć nasza początkowa diagnoza wskazywała, że to jego coś potrzęsło, następnego dnia w gazetach napisali, że facet miał racje. Tak więc honor zwrócić musieliśmy i coraz większe strapienie na nas spada - co dalej z tym atomem począć. No bo niby bezpieczny a jednak niebezpieczny, niby czysty a jednak brudny. To jak w końcu z nim jest. Najbliższa elektrownia jądrowa leży jakieś 30 km od nas, więc jakby znów coś zatrzęsło, czas na ewakuacje jest. Tsunami się raczej nie spodziewamy, no chyba że na Renie. Tak więc ustaliliśmy, że zważywszy iż zdążymy uciec, będziemy energetykę jądrową popierać. Aż tu znów gruchnęła kolejna informacja. Okazało się, że pod Uniwersytetem im. Gutenberga ( na marginesie trzeba dodać, że w Moguncji wszystko jest imienia Gutenberga) fizycy jądrowi też mają swój „mały” reaktor jądrowy, który w razie czego da radę skazić całe miasto. Co więcej, jego nikt nie planuje zamknąć (zważywszy, że rdzeń będzie się chłodził pewnie sto najbliższych lat). Dlatego nie mamy już wyjścia i na Atom się nie obrażamy tylko popieramy. Bo w całych tych swoich rozważaniach partia Zielonych jakoś tak pomija fakt, że Niemcy energię skądś czerpać muszą. Czeka ich więc budowa kilkunastu nowych elektrowni węglowych (jak wiadomo bardzo ekologicznych), ściąganie gazu z po dnie Bałtyku z Rosji (też bardzo ekologicznie) i inwestycje w źródła odnawialne. Tylko, że w Niemczech, podobnie jak u nas, nie zawsze słońce świeci i nie zawsze wiatr wieje, dlatego jakoś tego nie widzę.
Cieszą się za to Francuzi, którzy mają elektrowni jądrowych od zajebania i jeszcze trochę, bo przynajmniej Niemcy będą od nich prąd kupować (nomen omen wytworzony z Atomu). W razie awarii we Francji, chmura radioaktywna i tak przeleci do Niemiec, bo jak wiadomo oni sobie zawsze najlepiej z kryzysami radzą.