Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

czwartek, 9 stycznia 2014

muzułmania



Nie każdy Muzułmanin jest terrorystą
Jak wiadomo, Polak zna się na wszystkim. Od budowy silników , przez politykę fiskalną, do grubość pni w Smoleńsku. Polak też otwarty jest, lubi i rozumie innych. Tu co prawda jest kilka wyjątków, bo lubimy wszystkich oprócz: Żydów, Niemców, Arabów, Ruskich, Cyganów, Kitajców, żabojadów itd.  Polak również tolerancyjny jest (no może nie dla Muslimów, Żydów, czy sekciarzy) ale dla buddystów już jest na pewno. Polacy znają się też na terroryzmie.

Według obecnego stanu wiedzy (tu pomocny jest serial Homeland i prasa prawicowa) , Terrorysta jest praktycznie tożsamy z muslimem. Czyli każdy „Inostraniec” który wierzy w Allacha  jest potencjalnym bombiarzem i należy się od niego trzymać z daleka. A najlepiej, żeby on się od nas trzymał jeszcze dalej i został sobie w tym Afganistanie, czy też innym Iraku. Jak dla nas, prawdziwych polaków, może on wysadzać się do woli wśród swoich terrorystów. My przedmurze Chrześcijaństwa pozostaniemy wolni od tego chałatajstwa . I z modlitwą na ustach możemy poprowadzić krucjatę po ulicach Warszawy (dalej już nie bo to trzeba by mówić w jakichś obcych językach) przeciw islamizacji Europy. Bo przecież każdy muzułmanin z natury jest terrorystą.
Jako osoba, bardzo odpowiedzialna, porządna i wyjątkowo odważna zostałem nie tak dawno „agentem” bezpieczeństwa na lotnisku we Frankfurcie. Zostałem nim mianowany, głównie z racji braku innych rąk do pracy, oraz obojętnego stosunku do fundamentalnego założenia wysadzania samolotów pasażerskich.  Na przepustkę czekałem prawie pół roku, tyle widocznie trwała w WSI, CBA,  ABW i Stasi weryfikacja mojej wielce nieskomplikowanej przeszłości kryminalnej. Koniec końcem dostałem plakietkę i teraz mogę już spokojnie poruszać się po Frankfurckim Lotnisku. Niestety Snowdena u nas nie ma, ale są za to inne atrakcje.  Knajpy, kasyna, sklepy bezcłowe, place zabaw itp. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że praktycznie cała obsługa, jest wyznania islamskiego. Jako że praca na lotnisku zaczyna się zwykle o 5 rano, a zarobki są poniżej minimalnej, żaden szanujący się Niemiec do pracy na lotnisku nie przyjdzie (no chyba, że dla Lufthansy). Dlatego pracują tu głównie imigranci. I o dziwo dla polskich moherów, moi koledzy (Marokańczycy, Turcy, Pakistańczycy, Afgańczycy, Persowie itp.) wcale na nikogo się nie zasadzają. Nie w głowie im bomby, wybuchy i  zestrzelenia. Skupiają się głównie na rodzinach, pracy i życiu codziennym. Zwykli ludzie choć muzułmanie. Wiem, że Polsce mało kto się z tym zgadza, ale niczym się nie różnimy. Laicyzacja społeczeństwa dotyczy wszystkich.

Jednym z moich obowiązków jest  przeszukiwanie samolotu przed startem. Zdajecie sobie w ogóle sprawę, ile osób pracuje w takim samolocie w czasie krótkiego międzylądowania. Blisko 30 ludzi ma zaledwie 40 minut, na przygotowanie samolotu do kilkugodzinnej trasy. W jednej chwili na pokład wpada kilkadziesiąt osób, które odkurzają pokład, czyszczą fotele, uzupełniają zapasy, podkradają orzeszki, dopychają jedzenie, naprawiają usterki, ładują bagaże, tankują baki, podrywają stewardesy. Wszystko na pełniej prędkości, Bo kilka metrów od samolotu 300 kolejnych pasażerów Singapure Airlines czeka, by udać się na drugi koniec świata. No i gdzie w tym wszystkim ja? Właśnie, rzecz w tym, że owa  kilkudziesięcioosobowa hałastra, nawet nie udaje, że mówi w języku niemieckim. Króluje Arabski z Tureckim. My „Agenci” mamy za zadanie sprawdzić po wszystkich czy ktoś przypadkiem, nie zostawił niepotrzebnego pistoletu pod fotelem, albo noża w zagłówku. Wtedy lecimy (agentów jest zawsze trzech) przez całą długość samolotu i macamy wszystkie fotele, półeczki, schowki, stewardesy. Rzecz w tym, że robimy to równocześnie z pozostałymi ekipami, sprzątającymi, żywieniowymi, konserwatorami itp. A w takim samolocie naprawdę jest mało miejsca na kilkanaście biegających i ciągle mijających się osób. Co parę sekund ktoś na kogoś wpada, ktoś komuś przydeptuje kabel od odkurzacza, albo przewraca wiaderko ze śmieciami. Wtedy w powietrzu unosi się kilka nieprzyzwoitych słów w różnych językach, po czym wszyscy wracają do swoich zadań, bo czasu jest coraz mniej.

Bomby jak na razie nie znalazłem, ale raz trafił mi się nóż kuchenny uwięziony w szparze na podstawkę wyciąganą z poręczy fotela. Podniosłem mały alarm, i wezwałem przełożonego. Dumny i blady mówię. Patrz jest, broń w samolocie, może właśnie uratowałem 300 istnień. Dzięki mej przezorności i spostrzegawczości, pasażerowie dolecą bezpiecznie. Już gotowałem pierś do orderu, gdy mój przełożony mówi. A tak nóż, no wiesz on tu lata już od jakiegoś czasu, bo ta szpara jest bardzo mała i niema jak tego noża wyciągnąć. Zostaw to nikomu nic nie mów, niech sobie ten nóż tam leży. Zostałem zlany sikiem prostym. Ale gość chyba miał racje, bo nic o żadnym zamachu na tej linii nie słyszałem. Trudno zostanę bohaterem kiedy indziej. Póki co dalej pilnuje,  żeby nikt nic do samolotu nie przemycił. Żaden islamski terrorysta przebrany za sprzątacza nic groźnego na pokładzie nie pozostawi. Dbam o to ja i moi koledzy czyli pozostali agenci (Ahmed, Siavasch, Hussein, Omar i Mohamed). Nie martwcie się z nami dolecicie bezpiecznie :)
Leo,
Foty z Googla

2 komentarze: