Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

niedziela, 14 lipca 2013

Nadbagaż?Jaki Nadbagaż?



Ciekawostki na temat Pasażerów
Jakby nie było, siedząc na lotnisku pracuje w firmie ochroniarskiej Securitas. To dość zabawne, zwarzywszy na moją wyjątkową tężyznę fizyczną. Ale jak się okazuje, ochrona, to nie tylko bicie innych ludzi, ale również obserwacja otocznia. A jako, że czasu na obserwacje mam sporo to siedzę i obserwuje. A oto kilka ciekawostek, które zdołałem od tego czasu zaobserwować.
Generalnie, jak chcemy mieć przerwę to należy zaobserwować jakąś osamotnioną sztukę bagażu. Daj Boże, że ktoś przez roztargnienie (albo wrodzoną tępotę) zapomni zabrać ze sobą torby albo walizki i już po paru minutach pół lotniska jest zamknięte. A my mamy parę chwil spokoju i wszystkim musimy tłumaczyć, że to nic takiego. Że te psy do wykrywania ładunków wybuchowych to sobie tak po prostu szczekają, a ten robot do bomb to sobie tak po prostu jedzie. Na szczęście, albo nieszczęście wtedy najczęściej wpada właścicielka (dziwne, że to nigdy nie jest facet) i krzyczy, że to jest jej torba. Polizei oddycha wtedy z ulgą, zwija taśmy oddzielające ciekawski tłum i zaprasza szczęśliwą właścicielkę bagażu do biura w celu uregulowania rachunku za akcje ratowniczą. Dobra rada, jeżeli będziecie w podobnej sytuacji, a nic w bagażu nie wskaże was jako właścicieli pakunku, to chyba taniej jest go sobie pozostawić na pastwę robota. A co tam niech sobie potem przymierzają wasze ciuchy do woli.
Zresztą co do inteligencji co poniektórych kobiet na lotnisku, to obserwacji mam znacznie więcej. Jedną z moich faworytek była pani, która wiozła sobie bagaże na wózku. Wózek był oczywiście (jak wszystko w Niemczech) na kaucje i gdy rzeczona niewiasta dojechała na drugi koniec lotniska to zamiast zdjąć swój dobytek, postanowiła wpierw jak najszybciej odzyskać swoje 2 Euro (Ojro). Zaparkowała więc wózek w stacji dokującej, odebrała monetę a następnie przez kolejnych 20 minut próbowała wyciągnąć walizkę z zakleszczonych o siebie wózków. A ile się przy tym nakombinowała. I przez cały ten czas nie przyszło jej do głowy, że przecież ma monetę, za pomocą której może wyciągnąć z powrotem swój wózek.
Inna parka, w pośpiechu sprawdzając czy zabrała paszporty wysypała na podłogę kilka tysięcy euro w banknotach, które następnie rozwiały się na kilka metrów w koło. Ale jako, że naród niemiecki uczciwy jest, wszystkie setki i pięćdziesiątki szybko wróciły do właścicieli.
Ciekawsi okazali się amerykanie. Jedna zaobserwowana rodzina składająca się z pięciu osób w tym trzech nieletnich, wybrała się do Abudży zabierając ze sobą jedynie 28 walizek. Nosili to do bramek na kilkanaście tur i zdołali zablokować całą pierwszą klasę na dobre półgodziny. A do tego mieli jeszcze psa, którego klatka stanowiła 29-ty pakunek, który poleciał z nimi samolotem.

Zresztą nadbagaż to specjalność rodzin tureckich. Mamy na lotnisku tzw. Godzinę turecką. Codziennie koło godziny 20 wylatują dwa wielkie samoloty, do Ankary i Stambułu. A jako, że Turków w Niemczech nie brakuje, to samoloty zawsze są pełne. Typowa rodzina turecka przychodzi wszędzie w sposób gromadny. Zazwyczaj wylatują tylko dziadkowie, ale na lotnisku meldują się zawsze trzy pokolenia. Rodzice kłócą się na cały głos, dzieci (w liczbie 4-5) biegają bez ładu i składu, wtedy rodzice drą się na nie jeszcze głośniej. Spokojni są tylko zahukani dziadkowie, którzy pewnie będą za moment drugi raz w życiu lecieć samolotem (wcześniej musieli jakoś przylecieć). Zawsze okazuje się, że mają nadbagaż, bo oni nigdy nie słyszeli o limicie, i jak to tylko jednak sztuka bagażu, bo to wszystko jest dyskryminacja itd. Itd. A potem wręczają jeszcze tureckie paszporty gdzie wszystko jest oczywiście tylko po turecku, a tam zamiast kwiecień pisze, że miesiąc nazywa się nissan, albo coś w tym stylu. Ogólnie ciężko jest się z nimi dogadać.
Ale to i tak nic. Jednym z naszych obowiązków, jest sprawdzanie czy osoba z paszportu, jest tożsama z osobą wsiadającą do samolotu. Zadania wydawałoby się banalne, a jednak. Czasem przychodzą kobity z Arabii Saudyjskiej, czy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i są od stóp do głów okryte czarnym materiałem. Widać im tylko oczy. I wiecie co. One mają takie same zdjęcia w paszportach. Na zdjęciu zamaskowana baba i tylko jej te gały wystają. I ty po tych oczach masz poznać czy ta czy inna. Tylko się za długo nie przyglądaj, bo zaraz mąż uzna, że to zdrada i jeszcze gotów ją ukamienować.
W ogóle życie lotniska jest bardzo unormowane. Na przykład w każdy poniedziałek o 18 mamy protest. Zawsze o tej samej porze przychodzi kilkaset osób z trąbkami i piszczałkami i protestuje przeciwko samolotom, które im hałasują. Ludzie hałasują tak głośno, że żaden z nich nie kojarzy, że lotnisko to jedno z głównych miejsc pracy w regionie, że jego zamknięcie jest raczej mało prawdopodobne. Ale wolność słowa to wolność słowa, i każdy ma prawo do wyrażani opinii. My ich o tak nie słyszymy, bo jednym z atrybutów naszego uniformu są korki do uszu, które wtedy sobie zakładamy. Więc ubaw jest po pachy.
Ale lotnisko to nie tylko pasażerowie, to też wszelkiej masy świry i bezdomni. Jest jeden facet (ksywa Bosy), który przez cały czas dzień łazi sobie boso po terminalu. Właściwie to chodzi tak sobie bez celu od 5 rano do 23 w nocy i nic nikomu nie robi. Czasem ukradnie wózek inwalidzki, albo rower któremuś z ochroniarzy. I tak sobie wtedy jeździ bez celu. Oprócz niego mocny jest też klan butelkowców. To tacy cwaniacy, którzy chodzą przez cały dzień od kosza do kosza i zbierają wyrzucone przez pasażerów butelki plastikowe. Aby następnie odebrać za nie kaucje i kupić wino. Generalnie butelkowcy nikomu nie czynią krzywdy, a dorobieni są na tym interesie tak, że ciężko nawet powiedzieć czy są jeszcze bezdomni. Mimo to lotnisko wypowiedziało im wojnę i montuje specjalne kosze na śmieci, żeby nic się z nich nie dało wyciągnąć. Nie muszę mówić, że działa to w obie strony, więc ciężko też do nich coś wrzucić. Konkurują oni z wózkowymi, którzy polują na porzucone wózki i sami odbierają za nie kaucje.

I tak sobie dzień po dniu obserwuje. A nóż jutro mnie coś znów zaskoczy.
Leo.
Foty z Googla