Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

wtorek, 15 listopada 2011

Martin co Latarnie świecił



Martin i jego Latarnie
Choć od święta na część św. Marcina minął już tydzień ( w Moguncji obchodzi się je 9 listopada, zamiast jak wszędzie indziej 11), to wydaje mi się, że warto by było coś o tym napisać. Otóż w dniu imienin patrona, tu znów otworze nawias (Francji, dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy), zwyczajem jest, że dzieci z całych Niemiec, chodzą ulicami miast i świecą kolorowe latarnie.
Jest to bardzo ładna tradycja, która pozwala choć na chwile zagnać laickie społeczeństwo do kościoła. My również zostaliśmy zagnani, ale przynajmniej udało nam się czegoś dowiedzieć. Wiemy na przykład, że w niemieckich kościołach oszczędza się na świetle, wiemy że piosenki religijne śpiewane po niemiecku są równie smętne jak te śpiewane po Polsku, a panie śpiewające w chórku, są równie nieatrakcyjne jak nasze Oazowy. Aha… a ksiądz podobnie jak my nie zna słów śpiewanych pieśni i ogólnie nikt za bardzo nie wie kim był ten cały święty Marcin. Ale mniejsza o szczegóły. Rzecz w tym, że sama uroczystość jest bardzo miła, a dzieciaki mają z niej wiele radości.
Najpierw dzieci ze swoimi lampionami (czyli takimi kloszami z kolorowego papieru noszonymi na końcu plastikowych wędek z żaróweczkami) siedzą pół godziny w kościelnych ławkach. Maluchy ogólnie zamiast słuchać co się dzieje, naparzają się tym sprzętem po głowach, w czasie gdy rodzice próbują ich powstrzymać. Potem kolejni zaangażowani rodziciele w imieniu swych pociech odczytują jakieś wierszyki, prezentują latarnie i śpiewają piosenki. Wreszcie po półgodzinie ksiądz lituje się nad wszystkimi i wyprowadza z kościoła procesje z Lampionami. Na zewnątrz czekają na nas inne dzieci muzułmańskie, które też za pewne nie wiedzą kim był św. Marcin, ale wizja pochodu z latarniami, jest na tyle elektryzująca, że ich rodzice zezwalają na ten lekki ekumenizm.
Na czele takiego pochodu kroczy zwykle koń, a na jego grzbiecie siedzi święty Marcin z mieczem. U nas przysłał chyba w zastępstwie swoją żonę, a kobieta przebrana za rycerza ledwo wdrapała się na wierzchowca. Tłum powoli ruszył w kierunku przedszkola, gdzie czekała reszta atrakcji wieczoru. Ognisko, przekąski i wyczekiwany przez wszystkich zmarzniętych rodziców gluhwein. Po drodze przytrafiają nam się kolejne atrakcje. Koń niosący świętego Marcina robi na środku ulicy wielką, parującą, cuchnącą kupę, co wzbudza zachwyt wśród najmłodszych. Kawalkada kluczy jeszcze kilkadziesiąt metrów w wąskich uliczkach miasta, a pani z gitarą śpiewa piosnkę o Marcinie, której refren brzmi mniej więcej: Bum, Bara bum bam bum (jakby śpiewała o nalotach dywanowych nad Dreznem).  W końcu Korowód wtacza się z łoskotem na przedszkolne podwórko. Tam płonie już wielkie ognisko, asekurowane przez kilku strażaków. Nikt nie może przekroczyć linii okalającej palenisko i ogrzać się. Zimno zimnem, ale Ordung muss sein. Ale to już nie ma znaczenia. Panuje ogólne szczęście. Rodzice mają wreszcie grzane wino, dzieci mogą się już swobodnie naparzać swoimi lampionami a pani z gitarą przestała śpiewać. W mroźnym listopadowym powietrzu czuć tą samą magię co 70 lat temu, gdy ulicami maszerowali ludzie z  pochodniami w dłoniach. Oni też wtedy palili ogniska :)
No dobrze, ale kim był ten Święty Marcin i o co idzie z tymi latarniami?
Ogólnie mało kto z zapytanych autochtonów umiał odpowiedzieć na to pytanie. Wszyscy w dzieciństwie tak chodzili, latarnie palili, piosenki barabum śpiewali, ale dlaczego? Nie wiedzieli. Poinformowano mnie jedynie, że Martin był święty i był rycerzem, co ogólnie sam zdążyłem wydedukować. Natomiast latarnie ponoć miały znaczenie edukacyjne, żeby dzieci umiały się obchodzić z ogniem. To się chyba jednak na niewiele dawało, bo ogień na szczęście został zastąpiony żaróweczkami.
 W dalszych poszukiwaniach niezastąpiony okazał się wujek Google i ciocia Wikipedia. Teraz już wiem, że w IV wieku Święty Marcin z Tours został świętym, bo ponoć podzielił się swoim płaszczem, drąc go na pół, z napotkanym żebrakiem. Potem z żołnierza stał się pustelnikiem, a następnie lud wybrał go na Biskupa. A dlaczego latarnie tego już się nie dowiedziałem. Dlatego jeżeli ktoś ma koncepcje to proszę, chętnie się dowiem na co dzieciom tyle latarni. 

Fot. by Gosia Kopiec

1 komentarz:

  1. Witam! Jestem w Niemczech z wizytą u dzieci,i przed chwilką usłyszałam,że dziś 11 listopada,jest jakieś święto w kościele.Pierwszy raz o tym usłyszałam.Wypytałam syna sąsiadki (też Polki),i co usłyszałam....lampiony symbolizują pochodnie,za pomocą ich światła,szukano rycerza Martina,który musiał się ukrywać.Schronienie znalazł w kościele,lecz dlaczego i z jakiego powodu?Pobuszuje jeszcze w necie,bo ciekawość mnie zeżre :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń