Martin i jego Latarnie
Choć od święta na część św. Marcina minął już tydzień ( w Moguncji obchodzi się je 9 listopada, zamiast jak wszędzie indziej 11), to wydaje mi się, że warto by było coś o tym napisać. Otóż w dniu imienin patrona, tu znów otworze nawias (Francji, dzieci, hotelarzy, jeźdźców, kawalerii, kapeluszników, kowali, krawców, młynarzy, tkaczy, podróżników, więźniów, właścicieli winnic, żebraków i żołnierzy), zwyczajem jest, że dzieci z całych Niemiec, chodzą ulicami miast i świecą kolorowe latarnie.


Na czele takiego pochodu kroczy zwykle koń, a na jego grzbiecie siedzi święty Marcin z mieczem. U nas przysłał chyba w zastępstwie swoją żonę, a kobieta przebrana za rycerza ledwo wdrapała się na wierzchowca. Tłum powoli ruszył w kierunku przedszkola, gdzie czekała reszta atrakcji wieczoru. Ognisko, przekąski i wyczekiwany przez wszystkich zmarzniętych rodziców gluhwein. Po drodze przytrafiają nam się kolejne atrakcje. Koń niosący świętego Marcina robi na środku ulicy wielką, parującą, cuchnącą kupę, co wzbudza zachwyt wśród najmłodszych. Kawalkada kluczy jeszcze kilkadziesiąt metrów w wąskich uliczkach miasta, a pani z gitarą śpiewa piosnkę o Marcinie, której refren brzmi mniej więcej: Bum, Bara bum bam bum (jakby śpiewała o nalotach dywanowych nad Dreznem). W końcu Korowód wtacza się z łoskotem na przedszkolne podwórko. Tam płonie już wielkie ognisko, asekurowane przez kilku strażaków. Nikt nie może przekroczyć linii okalającej palenisko i ogrzać się. Zimno zimnem, ale Ordung muss sein. Ale to już nie ma znaczenia. Panuje ogólne szczęście. Rodzice mają wreszcie grzane wino, dzieci mogą się już swobodnie naparzać swoimi lampionami a pani z gitarą przestała śpiewać. W mroźnym listopadowym powietrzu czuć tą samą magię co 70 lat temu, gdy ulicami maszerowali ludzie z pochodniami w dłoniach. Oni też wtedy palili ogniska :)
No dobrze, ale kim był ten Święty Marcin i o co idzie z tymi latarniami?
Ogólnie mało kto z zapytanych autochtonów umiał odpowiedzieć na to pytanie. Wszyscy w dzieciństwie tak chodzili, latarnie palili, piosenki barabum śpiewali, ale dlaczego? Nie wiedzieli. Poinformowano mnie jedynie, że Martin był święty i był rycerzem, co ogólnie sam zdążyłem wydedukować. Natomiast latarnie ponoć miały znaczenie edukacyjne, żeby dzieci umiały się obchodzić z ogniem. To się chyba jednak na niewiele dawało, bo ogień na szczęście został zastąpiony żaróweczkami.
W dalszych poszukiwaniach niezastąpiony okazał się wujek Google i ciocia Wikipedia. Teraz już wiem, że w IV wieku Święty Marcin z Tours został świętym, bo ponoć podzielił się swoim płaszczem, drąc go na pół, z napotkanym żebrakiem. Potem z żołnierza stał się pustelnikiem, a następnie lud wybrał go na Biskupa. A dlaczego latarnie tego już się nie dowiedziałem. Dlatego jeżeli ktoś ma koncepcje to proszę, chętnie się dowiem na co dzieciom tyle latarni.
Fot. by Gosia Kopiec
Witam! Jestem w Niemczech z wizytą u dzieci,i przed chwilką usłyszałam,że dziś 11 listopada,jest jakieś święto w kościele.Pierwszy raz o tym usłyszałam.Wypytałam syna sąsiadki (też Polki),i co usłyszałam....lampiony symbolizują pochodnie,za pomocą ich światła,szukano rycerza Martina,który musiał się ukrywać.Schronienie znalazł w kościele,lecz dlaczego i z jakiego powodu?Pobuszuje jeszcze w necie,bo ciekawość mnie zeżre :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń