Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

poniedziałek, 21 listopada 2011

Historii ciąg dalszy


Post scrictum
Jedna z najmądrzejszych osób jakie udało mi się z życiu poznać rozwiała moje wątpliwości. Kasia Cieślar specjalistka od wiedzy przeróżnej (wie np. dlaczego Pingwinom nie zamarzają stopy) napisała do mnie, żeby mi wytłumaczyć o co chodziło z tymi Latarniami świętego Marcina, nad którymi się produkowałem poprzednio.
„Podobno tradycja dotycząca latarni wiąże się z legenda na temat św. Marcina. Otóż ponoć zdarzyło mu się ewangelizować lud w pobliżu obecnej Dunkierki. W czasie gdy wygłaszał swoje poglądy i uwagi na temat stylu życia mieszkańców, to osioł, na którym przyjechał do wioski, zgubił mu się na wydmach. Dzieci z wioski chciały za wszelką cenę pomóc mu szukać uciekiniera, wiec wybrały się z latarniami na wydmy i znalazły osła. żeby się im odwdzięczyć, św. Marcin zmienił ośle kupy w słodkie brioszki, którymi podobno teraz częstuje się dzieci po pochodzie.”
Faktycznie, maluchy przy ognisku, zajadały się ciachami w kształcie ludzika. Jedni zaczynali od głowy, inni obgryzali mu nogi, jeszcze inni łamali go na pół i zajadali się samym wnętrzem. Biedny święty Marcin, skończył jak większość świętych, jako przekąska na talerzu. Już wiem dlaczego, prawie nikt nie zna tej legendy. Przecież gdyby dzieciarnia wiedziała co zajada to nikt by tego nie wziął do ust. Zamiast tego wolą się ganiać z lampionami w rękach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz