Gdzieś tam za Odrą

Skoro był Amerykanin w Paryżu, English man in New York i Most na rzecze Kwai - to dlaczego nie napisać jak to jest być Polakiem w Niemczech. Sam blogów nie czytam, ale są ponoć tacy co je czytają. Więc jeżeli są, to niech czytają!!!

czwartek, 13 października 2011

Bo prać to trzeba umieć

Foty z Google

Bo prać to trzeba umieć!
Siedzę właśnie w pralni automatycznej i niczym na amerykańskich filmach czekam, aż nasze pranie skończy się wymaczać. <Trwa Pranie standardowe, 60 stopni, kolorowe> Korzystając z chwili wolnego czasu i powstrzymując się od bezmyślnego śledzenia kolistych ruchów bębna wypchanego naszymi ciuchami, postanowiłem coś dopisać do mojego Bloga. Ponieważ nie mamy pralki w domu, bo szkoda wydawać na nią pieniądze, wolimy co tydzień jeździć kilka ulic od domu do pralni. Tam za każdym razem wpychamy do automatu po 10 euro, w nadziei że tym razem ubrania będą wreszcie czyste. <Zaczęło się płukanie> Oczywiście, gdybyśmy te 10 euro odkładali na własną pralkę, po roku mielibyśmy nie jedną, a dwie maszyny na własność. Ta myśl nie daje mi spokoju, zwłaszcza gdy wnoszę potem to pranie na piąte piętro.
Nic jednak nie odda tej atmosfery wieczornego przesiadywania w pralni, obserwowania najprzedziwniejszych postaci upychających swoje gatki do pralki obok. Raz trafił mi się facet, który przyszedł wyprać sobie dolne elementy ubioru zdejmując je z siebie na miejscu i siedząc potem na pralce jedynie w płaszczu i rozkroku. Takich przeróżnych indywiduów jest zwykle więcej. Trafiają się robotnicy z całego bloku wschodniego, panki, lesbijki, azjaci. Po porostu czysta menażeria. Większość z nich prawdopodobnie robi sobie pranie pierwszy raz w życiu. Ich bezradność i niefrasobliwość (wyjątkowo lubię to słowo) jest naprawdę zabawna. Podobnie jak ja kilka miesięcy temu, czytają niemiecką instrukcję obsługi, zastanawiają się, gdzie należy wsypać proszek, co nacisnąć i który program wybrać. <Zaczęło się Wirowanie> Ich obecność można poznać po niespodziankach, jakie po sobie zostawiają w pralkach. Czasami jest to 10 cm gwóźdź, albo małe obcęgi, innym razem koronkowe majteczki w rozmiarze XXXL. Od czasu do czasu zdarzają się studenci, którzy ciągną przez kilka ulic swoje łachy w wysłużonych walizkach na krzywych kółkach, budząc przy tym całą okolicę.
blog.alice.com
fot. google
Jedyne co się nie zdarza to Niemcy. Chociaż nie, raz był nawet jeden biznesman z Bonn, który chciał wyprać jedną koszulę i parę skarpetek. Jednak, ewidentnie nie spodobała mu się wielokulturowa atmosfera Pralni i czym prędzej schował się do swojego samochodu. Cały czas obserwował przez szybę, czy ktoś nie będzie chciał sobie przywłaszczyć jego dóbr materialnych. <Ok. musze zrobić teraz przerwę i przełożyć pranie z pralki do suszarki>…
Pranie już się suszy również w ruchu kolistym, a ja mogę ciągnąć mój wywód nad wyższością pralni zbiorczych nad skaczącym po łazience wysłużonym urządzeniu marki Polar (a może to było Zanussi). Zawsze zastanawiam się dlaczego takie przybytki kolistej rozkoszy nie przyjęły się u nas. Porządne polskie rodziny mają zwykle cały sprzed AGD w domu, bo świadczy to o statusie społecznym. Wiadomo, gdy jakiś gość pójdzie sobie umyć ręce u nas w łazience i zobaczy, że ręcznik leży na wypasionym BOSCH-u czwartej generacji z opcją cichego wirowania, to od razu widzi, że w domu gloria i dobrobyt.
 No ale co ze studentami, którzy szturmują krakowskie garaże w poszukiwaniu lokum na 8 miesięcy w roku. <Jeszcze mokre, musze wrzucić kolejną monetę do automatu> Młodzi ludzie podobno wolą co dwa tygodnie jechać z pełnym plecakiem brudów do domu i prać je u rodziców. No ale to zawsze utrata weekendu, który można by spędzić w pubie albo na imprezie. A może my też powinniśmy wozić nasze brudy do Polski i prać je w zaciszu rodzinnych pieleszy? <Pranie już suche, pakuje się do auta i jadę do domu, tam skończę ten zapierający dech w piersiach temat>
etc.usf.edu
Pięć Pieter wyżej mogę dalej pisać mój wywód. A więc… Podobno jak ktoś już raz wyjedzie z Polski to nie wraca do póki nie osiągnie stanu finansowego zwanego „Płynność do końca miesiąca”. Jesteśmy dokładnym zaprzeczeniem typowego emigranta dorobkiewicza. Mimo, że mieszkamy w Niemczech dokładnie rok udało nam się być w Polsce już siedem razy. Za każdym razem średnio na tydzień. Można więc śmiało powiedzieć, że z naszej rocznej emigracji przynajmniej 2 miesiące spędziliśmy w Polsce. Ile można by w tym czasie prań zrobić? Czyli jesteśmy emigrantami jedynie (tu posłużę się kalkulatorem) w 83,4 procenta. Efekt tego jest taki, że z niektórymi osobami w Polsce widujemy się częściej niż z częścią znajomych z Niemiec. W dodatku każdy z nich ma w domu pralkę, a niektórzy nawet BOSCH-a czwartej generacji. Ale nasz częste przejażdżki mają też swoje wady. Efektem naszych częstych wyjazdów jest stan zwany „Brakiem płynności do końca miesiąca lub stan permanentnego zadłużenia”. Może więc gdybyśmy wozili pranie do Krakowa to udałoby nam się podreperować nasz budżet? Z drugiej strony gdybyśmy targali pranie tysiąc kilometrów naszym poobijanym Punciakiem, to nie zmieściło by nam się niemieckie piwo, a tego byście pewnie nie chcieli. :) <No dobra to zabieram się za prasowanie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz