
Ciekawostki na temat Pasażerów
Jakby nie było, siedząc na lotnisku
pracuje w firmie ochroniarskiej Securitas. To dość zabawne, zwarzywszy na moją
wyjątkową tężyznę fizyczną. Ale jak się okazuje, ochrona, to nie tylko bicie
innych ludzi, ale również obserwacja otocznia. A jako, że czasu na obserwacje
mam sporo to siedzę i obserwuje. A oto kilka ciekawostek, które zdołałem od
tego czasu zaobserwować.

Zresztą co do inteligencji co
poniektórych kobiet na lotnisku, to obserwacji mam znacznie więcej. Jedną z
moich faworytek była pani, która wiozła sobie bagaże na wózku. Wózek był
oczywiście (jak wszystko w Niemczech) na kaucje i gdy rzeczona niewiasta
dojechała na drugi koniec lotniska to zamiast zdjąć swój dobytek, postanowiła
wpierw jak najszybciej odzyskać swoje 2 Euro (Ojro). Zaparkowała więc wózek w
stacji dokującej, odebrała monetę a następnie przez kolejnych 20 minut
próbowała wyciągnąć walizkę z zakleszczonych o siebie wózków. A ile się przy
tym nakombinowała. I przez cały ten czas nie przyszło jej do głowy, że przecież
ma monetę, za pomocą której może wyciągnąć z powrotem swój wózek.
Inna parka, w pośpiechu sprawdzając czy
zabrała paszporty wysypała na podłogę kilka tysięcy euro w banknotach, które
następnie rozwiały się na kilka metrów w koło. Ale jako, że naród niemiecki
uczciwy jest, wszystkie setki i pięćdziesiątki szybko wróciły do właścicieli.
Ciekawsi okazali się amerykanie. Jedna
zaobserwowana rodzina składająca się z pięciu osób w tym trzech nieletnich,
wybrała się do Abudży zabierając ze sobą jedynie 28 walizek. Nosili to do
bramek na kilkanaście tur i zdołali zablokować całą pierwszą klasę na dobre
półgodziny. A do tego mieli jeszcze psa, którego klatka stanowiła 29-ty
pakunek, który poleciał z nimi samolotem.
Zresztą nadbagaż to specjalność rodzin
tureckich. Mamy na lotnisku tzw. Godzinę turecką. Codziennie koło godziny 20
wylatują dwa wielkie samoloty, do Ankary i Stambułu. A jako, że Turków w
Niemczech nie brakuje, to samoloty zawsze są pełne. Typowa rodzina turecka
przychodzi wszędzie w sposób gromadny. Zazwyczaj wylatują tylko dziadkowie, ale
na lotnisku meldują się zawsze trzy pokolenia. Rodzice kłócą się na cały głos,
dzieci (w liczbie 4-5) biegają bez ładu i składu, wtedy rodzice drą się na nie
jeszcze głośniej. Spokojni są tylko zahukani dziadkowie, którzy pewnie będą za
moment drugi raz w życiu lecieć samolotem (wcześniej musieli jakoś przylecieć).
Zawsze okazuje się, że mają nadbagaż, bo oni nigdy nie słyszeli o limicie, i
jak to tylko jednak sztuka bagażu, bo to wszystko jest dyskryminacja itd. Itd.
A potem wręczają jeszcze tureckie paszporty gdzie wszystko jest oczywiście
tylko po turecku, a tam zamiast kwiecień pisze, że miesiąc nazywa się nissan,
albo coś w tym stylu. Ogólnie ciężko jest się z nimi dogadać.
Ale to i tak nic. Jednym z naszych obowiązków,
jest sprawdzanie czy osoba z paszportu, jest tożsama z osobą wsiadającą do
samolotu. Zadania wydawałoby się banalne, a jednak. Czasem przychodzą kobity z
Arabii Saudyjskiej, czy ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i są od stóp do
głów okryte czarnym materiałem. Widać im tylko oczy. I wiecie co. One mają
takie same zdjęcia w paszportach. Na zdjęciu zamaskowana baba i tylko jej te
gały wystają. I ty po tych oczach masz poznać czy ta czy inna. Tylko się za
długo nie przyglądaj, bo zaraz mąż uzna, że to zdrada i jeszcze gotów ją
ukamienować.
W ogóle życie lotniska jest bardzo
unormowane. Na przykład w każdy poniedziałek o 18 mamy protest. Zawsze o tej
samej porze przychodzi kilkaset osób z trąbkami i piszczałkami i protestuje
przeciwko samolotom, które im hałasują. Ludzie hałasują tak głośno, że żaden z
nich nie kojarzy, że lotnisko to jedno z głównych miejsc pracy w regionie, że
jego zamknięcie jest raczej mało prawdopodobne. Ale wolność słowa to wolność
słowa, i każdy ma prawo do wyrażani opinii. My ich o tak nie słyszymy, bo
jednym z atrybutów naszego uniformu są korki do uszu, które wtedy sobie
zakładamy. Więc ubaw jest po pachy.
Ale lotnisko to nie tylko pasażerowie,
to też wszelkiej masy świry i bezdomni. Jest jeden facet (ksywa Bosy), który
przez cały czas dzień łazi sobie boso po terminalu. Właściwie to chodzi tak
sobie bez celu od 5 rano do 23 w nocy i nic nikomu nie robi. Czasem ukradnie
wózek inwalidzki, albo rower któremuś z ochroniarzy. I tak sobie wtedy jeździ
bez celu. Oprócz niego mocny jest też klan butelkowców. To tacy cwaniacy,
którzy chodzą przez cały dzień od kosza do kosza i zbierają wyrzucone przez
pasażerów butelki plastikowe. Aby następnie odebrać za nie kaucje i kupić wino.
Generalnie butelkowcy nikomu nie czynią krzywdy, a dorobieni są na tym
interesie tak, że ciężko nawet powiedzieć czy są jeszcze bezdomni. Mimo to lotnisko
wypowiedziało im wojnę i montuje specjalne kosze na śmieci, żeby nic się z nich
nie dało wyciągnąć. Nie muszę mówić, że działa to w obie strony, więc ciężko też
do nich coś wrzucić. Konkurują oni z wózkowymi, którzy polują na porzucone
wózki i sami odbierają za nie kaucje.
I tak sobie dzień po dniu obserwuje. A
nóż jutro mnie coś znów zaskoczy.
Leo.
Foty z Googla