Praca Wysokich Lotów
Nadeszła wreszcie pora żeby napisać coś o mojej nowej pracy.
Bo generalnie podobno krążą już legendy, o tym jak to Osuchowski ma zostać
szefem Lufthansy, albo Fraportu. A to nie do końca prawda – jeszcze.

No ale zatrudnili mnie, odprowadzają za mnie składki
emerytalne, pielęgnacyjne i coś tam jeszcze więc pracuję. Już sama rozmowa
kwalifikacyjną była podejrzana, bo pomimo że nie rozumiałem pytań zadawanych po
niemiecku, pracę dostałem. Przykładowo szefowa wszystkich szefowych, zadała mi
proste pytanie: czy będę w stanie obciąć włosy na krótko. Z całego pytania
zrozumiałem tylko to ostanie słowo, więc odpowiedziałem pełen powagi, że tak
owszem jestem w Niemczech „krótko”, ale zostanę jeszcze bardzo „długo” i
generalnie moim największym marzeniem jest praca na lotnisku. I nic mnie tak
nie ucieszy jak użeranie z francuskimi turystami, którzy mówią w jedynym
słusznym języku. A poza tym moje dziecko
idzie do szkoły i teraz nie możemy już wyjechać i tak dalej i tak dalej. Pani
jednak ze zdziwieniem powtórzyła mi pytanie po angielsku. I generalnie będąc
pewny, że z pracą mogę się pożegnać palnąłem, że mogę nawet postawić sobie
irokeza, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Dopiero potem dowiedziałem się, że moja
najwyższą z najwyższych szefowych interesuje się jedynie tym czy mamy ładne
fryzury, ogolone ryje i czyste paznokcie. Zdolności językowe są jej obojętne.
No i zaczęło się. W mojej
firmie prawdopodobnie pracują prawie wyłącznie obcokrajowcy, co sprzyja
atmosferze w miejcu pracy. Co więcej rzeczywiście połowa z nich nawet nie
udaje, że zna niemiecki i komunikuje się po angielsku. Co prawda jest z nami
jeden Niemiec, ale on jest ze wschodu, a to dla ludzi z Frankfurtu prawie jakby
było gdzieś pod Moskwą. Jeden z superwajzerów (przełożonych) jest nawet z Giessen (taka niemiecka Łomża) i
dojeżdża codziennie do pracy po 80 kilometrów, ale on też jest z wykształcenia
humanistą, więc pozostała mu praca na lotnisku.
Menażeria pracuje przedziwaczona. Jest na przykład
dziewczyna z Cejlonu co jej rodzice dali na imię Madonna (ale ponoć nie od tej
amerykańskiej tylko tej palestyńskiej). Jest Niemiec afrykański o imieniu
Dziad. Mam dwóch Japończyków którzy nie wiedzieć czemu zjechali do Niemiec i
wykonują kretyńską robotę. Często pracuję też z dwoma Hinduskami, które mają
tak trudne do zapamiętania imiona, że mówię do nich hej India. Jest George z
USA, który nie zamiast siedzieć w domu w Californii woli wystawać na lotnisku i
studiować (jest jakoś po 40-ce). A na pytanie, gdzie jechać do Ameryki
pomieszkać, stwierdził że teraz to do Dakoty Północnej bo mają stabilną
gospodarkę (chyba mu chodziło o ten wyrąb lasu i Indiańskie kasyna). Jest kilka
przedstawicielek byłego ZSRR, które mają długość nóg odwrotnie proporcjonalną
do znajomości języków obcych. Mamy też kilka latynosek, które w zasadzie umieją
się uśmiechać. No i paru przedstawicieli mniejszości arabskiej, którzy jako
jedyni tak naprawdę znają kilka języków obcych i są w stanie pomóc zagubionym
turystom. GW Właściwie pracuje tam jeszcze kilkanaście narodów (Jeszcze nie
udało mi się zapamiętać wszystkich imion, bo są napisane bardzo małym druczkiem
na identyfikatorach) . Wszyscy są uśmiechnięci i mają strasznie trudne nazwiska
do wypowiedzenia. W dodatku regularnie okazuje się, że przy moim stanowisku
staje ktoś, kogo jeszcze na oczy nie widziałem.
Jak na razie moja praca nauczyła mnie przede wszystkim nienawiści
do bogatych ludzi. Tych first class. Już pierwszego dnia szef zmiany mówi do
mnie. Ty….Osucz…..os..ffff…sky pójdziesz do First Class. Myślę sobie ; HA
Poznali się na mnie od razu, i dumnie poszedłem do strefy dla bogatych Niemców.
I to była trauma. Bo niema nic gorszego od nadętych krawaciarzy, którzy
traktują Cię z góry, mimo że pracujesz dla ich wygody. Oni cie mają w dupie a
ty musisz się do nich uśmiechać przez osiem godzin i udawać, że fakt
przebywania w ich towarzystwie to szczyt twoich marzeń. Zdecydowanie wolę
zwykłych turystów. Nawet jak próbują cię okłamać. – Czy ma pan uprawnienia do
klasy biznes? – Tak jasne że tak!, - To proszę pokazać srebrną kartę Star
Aliance. – Eeee, nie chyba tym razem mam bilet ekonomiczny…. – To się chłopie
ciesz bo ja latam tanimi liniami.
Moja praca ma jedną wadę. Bywa, że godzinami nie trzeba nic robić i Ci za to płacą. I to nic nierobienie jest jeszcze gorsze od pracy.
L
Foty z Googla