Chuje Muje Dzikie Węże!
Moje dziecko przy każdym spotkaniu ze znajomymi, prosi:.
Tato tato, opowiedz o dzikich wężach (chujach mujach też). Dlatego, aby nie
musieć tego w kółko opowiadać – napisze wam co się zdarzyło. Tylko, że klepie
już siódmy raz w klawiaturę i ciągle wszystko kasuje, bo nie umiem ubrać w
słowa tego co kilka tygodni temu mi się przydarzyło. Generalnie jednak spróbuje
to opisać bo chyba warto.
Miałem okazje przenosić w rękach nielegalną kolekcje dzikich
jadowitych węży. Wiem, że brzmi to dość groteskowo, ale tak to mniej więcej
wyglądało. Ale do rzeczy. W Niemczech generalnie mało kto komu w czymkolwiek
bezinteresownie pomaga. Wszystko ma swoją cenę, a kumpel to może z tobą wyjść
co najwyżej na piwo (każdy płaci za siebie). Dlatego gdy robisz na przykład
przeprowadzkę, to ludzi do noszenia musisz sobie wynająć. Mi to pasuje, bo
niemieckich kumpli i tak za wielu nie mam, a za pomoc przeprowadzce zawsze
można coś dorobić. Dlatego, gdy tylko znalazłem na tablicy ogłoszeń znane mi
słówko Umzuge (przeprowadzka). Chwyciłem za telefon i nie czytając dalej
umówiłem się na robotę.
Odpowiedniego dnia o odpowiedniej porze, pod odpowiednim
adresem, odpowiednio ubrany, odpowiednio zapukałem do drzwi. I wszedłem czegoś
co kiedyś był mieszkaniem, lecz teraz zostało przerobione na jedno wielkie terrarium
zbudowane z odpadków znalezionych na ulicy. W trzech pokojach, na każdej wolnej
przestrzeni stały w kompletnym chaosie akwaria pełne dzikich węży. Pomiędzy akwariami walały
się porozrzucane ubrania, stary materac, kilka rozpadających się mebli. No i
wśród tego był też Sven, który z nieznanych przyczyn postanowił naruszyć ten
swój kruchy ekosysytem trzymających się na taśmie klejącej klatek i wijących
gadów i przenieść wszystko do Augsburga.
Generalnie dzikie zwierzęta są dość popularne wśród
nawiedzonych Niemców, którzy za ogromne pieniądze kupują sobie po kryjomu
Krokodyla, albo anakondę, i trzymają w tajemnicy przed sąsiadami w domu.
Problem w tym, że od czasu do czasu im takie monstrum ucieknie i wtedy zaczyna
się problem. No bo jak trzymałeś nielegalnie trzymetrowego Forfitera, to potem
raczej ciężko jest dzwonić na Policję i prosić o pomoc w pojmaniu ulubieńca.
Markus opowiadał, że w jego okolicy co jakiś czas ogłaszano alarm, że w rzece
grasuje krokodyl, albo waran z komodo i ogólnie uprasza się o nie wchodzenia do
wody.
No i ja właśnie trafiłem na takiego typa, co sobie trzymał
25 węży, tylko mu zabrakło kasy na porządne klatki, więc gadziny siedziały w
tym co on znalazł na ulicy. I teraz postanowił się przenieść do innego miasta.
Po chwili takich naiwnych jak ja to przyszło jeszcze trzech innych delikwentów.
Więc podkasaliśmy rękawy i zaczęliśmy znosić co się dało do samochodu. Na
przykład cztery wielkie kadzie pełnie kamieni (do ozdoby akwarium), które
ważyły chyba więcej niż ten samochód. Wśród skarbów Svena były też trzy wielkie
wanny pisku, które koniecznie chciał zabrać ze sobą do Augsburga. W przerwie
między pierwszym a drugim piętrem, spytałem grzecznie czy w Augsburgu nie ma
piasku, i że trzeba go koniecznie wozić z Moguncji ( i nosić z drugiego piętra).
Sven nie wiedział. Potem pytaliśmy, czy
ma coś żeby zabezpieczyć swoje rzeczy w samochodzie. Sven nie wiedział. Potem
zastanawialiśmy się czy nasz zacny pracodawca ma może jakieś liny aby unieruchomić
ładunek. Sven nie wiedział.
Właściwie jedyne co Sven wiedział, to to, że do każdego
przenoszonego akwarium trzeba ubrać CZTERY pary jednorazowych rękawiczek. Żeby
broń boże nie dotknąć czegokolwiek bez CZTERECH par lateksowych ochraniaczy. Bo
tylko CZTERY pary rękawic ( nie trzy, ani nie pięć) zapewnią sterylne warunki wężom.
(wcześniej, wysłuchaliśmy wykładu z biologii i profilaktyki zwierzęcej, jak nie
przenosić zarazków z jednych na drugie – generalnie wiecie CZTERY pary
rękawiczek). Wszystko to w
pomieszczeniu, które swoim wyglądem przypominało wysypisko śmieci z wężami.
No i tak znieśliśmy w trzy godziny wszystko, co się dało
byle tylko nie musieć ruszać tych akwariów. Dla zabicia czasu (płaca za godzinę)
chłopaki nawet raz znieśli a potem wnieśli z powrotem na górę pustą szafę, byle
tylko nie dotykać akwariów. I wtedy trzem z nas się przypomniało, że gdzieś
bardzo się spieszą i w ogóle to są spóźnieni i zostawili Svena z tym chujami mujami i dzikimi wężami w połowie
roboty. Wtedy Sven popatrzył na mnie takim proszącym wzrokiem. No i zostałem. Ja, Sven, Zielona Mamba, 3
pytony, 2 tajpany,4 coś tam, i jeszcze kilka czegoś tam innego, jak te chuje w połowie przeprowadzki. A jako,
że z całego towarzystwa tylko Sven i ja mieliśmy ręce (w CZTERECH rękawiczkach)
to nosić musieliśmy sami.
Sven mówi : - Otwórz akwarium i wsadź do środka żarówkę
grzewczą, tą starą gazetę, i stary kubek, to mi się przyda
. Ja na to : - Ale
Sven tam w środku jest wąż, na szybce jest znaczek, że jest niebezpieczny, może
nie powinienem otwierać tego akwarium. ( A w myślach – Na chuj Ci ta stara
gazeta).
Sven: – spoko on jest w tym małym domku w rogu akwarium i z
niego nie wyjdzie, otwieraj śmiało. Aha na pewno masz CZTERY pary rękawiczek?
Ja: – Na pewno! (w myślach – sam se kurwa wkładaj te jebane
rękawiczki).
Sven: – No już szybko czas to pieniądz! Ja mam na sobie
rękawiczki od innego węża i nie mogę dotykać tego akwarium.
Ja: – Sven, ale ten domek się cały rusza a w dodatku unosi się
dach. Ten wąż na mnie patrzy. (a w myślach - Ja pierdole! Ratunku!)
Sven – O rzeczywiście, to zrób to szybko, tylko uważaj żebyś
nie zabrudził rękawiczek przy otwieraniu Akwarium. I nie przestrasz go, one
mają bardzo słabe nerwy. Poza tym Zarazki przenoszone drogą kropelkową, mogą być
bardzo niebezpieczne, dla tajpana pustynnego, jego układ immunologiczny nie
jest przystosowany, do grzyba, który czasami trapi pytona królewskiego, i taki
kontakt mógłby być niebezpieczny. Bo wiesz węże są bardzo … itd. Itd.
Ja: - Sven, czy on Cię kiedyś ugryzł?
Sven: - Tak, ale paraliż zniknął już po trzech godzinach.
Generalnie rozmawiając w ten sposób, znieśliśmy tak pięć
różnych Akwariów (z lokatorami) do samochodu i wtedy Sven się zorientował, że w
busie nie zmieści się już nawet, szpilka. Wzruszył ramionami i zamknął drzwi od
samochodu. Chwile jeszcze zastanawiał się w jaki sposób to jednego transita nie
udało się zmieścić 30 akwariów po 300
litrów każde. Może sobie pomylił kubaturę busa z kubaturą tira. Wyciągnął
portfel wyjął z niego 50 Euro i wręczył mi do ręki. Na odchodnym dorzucił
jeszcze, że w przyszłym tygodniu będzie musiał przyjechać po resztę i w razie
czego będzie dzwonił .
Na wszelki wypadek, wyłączyłem telefon.
Leo
Foty z wujka Googla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz